poniedziałek, 24 listopada 2014

Habżyki :)

     
 Dzięki uprzejmości firmy 42 Degrees (Raw and Happy) miałam przyjemność przetestować ciekawy produkt. Pewnie niektórym z Was już znany, ja do niego dotarłam dopiero niedawno, odkąd wzrosło "mężowskie" zainteresowanie produktami o niskim indeksie glikemicznym.

Produkt o którym mowa to Habżyki - choć ciągle się mylę i mówię Habżynki ;) (to chyba przez te minki na pudełku). Habżyki to pewnego rodzaju chlebki, dzieci nazywają je zdrowe chipsy;). Nie jest to zwykłe pieczywo, wyprodukowane są bowiem w warunkach nieprzekraczających 42 stopni, dzięki czemu nie ulegają utracie enzymy i inne składniki odżywcze- stąd nazwa chleb niepieczony żywy.
Tym samym, produkt ten, wpisuje się doskonale w nurt tzw. rawfood. To nie wszystko- skład chlebków jest w 100% naturalny, a żeby było jeszcze przyjemniej jest także produktem ekologicznym, wolnym od wszelkiego rodzaju spulchniaczy, polepszaczy i innego dziadostwa.
     
 Podstawowym składnikiem "żywych" chlebków jest ekologiczne ziarno siemienia lnianego, a jak wiadomo len jest bogaty w lignany, nienasycone kwasy tłuszczowe, przeciwutleniacze.

W zależności od wersji smakowej dodawane są inne składniki: wersja pierwsza to sezam, sól morska i słonecznik; wersja druga: sezam, sól morska, czosnek, cebula; wersja trzecia: sól morska, bazylia, suszone pomidory, szczypiorek i słodka papryka. Wszystkie wersje smakowe są wolne od glutenu i GMO, to świetna przekąska dla wegan, cukrzyków (niski indeks glikemiczny) osób uczulonych na gluten.

    Mojemu mężowi najbardziej smakowały pomidorowo bazyliowe, ja z chęcią chrupałam te cebulowe.Zaciekawił mnie bardzo fakt, że przy odpowiednich warunkach kromeczki mogą zakiełkować, niestety nie sprawdziłam czy to prawda bo nic nie zostało ;)

    Sam produkt jest bardzo ładnie opakowany, pozytywnie nastrajają uśmieszki na pudełku (które też jest wykonane z materiałów z "odzysku" czyli eko). W środku pudełeczka są dwa foliowe opakowania mieszczące po 3 kromki -łącznie 70 gram. Chlebki można dostać tutaj a poczytać coś więcej na ich temat na stronie producenta http://42degrees.eu/


Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

piątek, 7 listopada 2014

Znani i nie znani promotorzy zdrowia

     Bardzo chciałabym przybliżyć Wam sylwetki przeróżnych osób, które w znaczący sposób wpływają na prozdrowotne myślenie. Wielu z nich unika krzykliwej medialnej reklamy i w zaciszu "odwala" dobrą robotę. O wielu z nich dowiadujemy się tylko na zasadzie rekomendacji, choć są też osoby bardziej znane. Są wśród nich ludzie świata nauki, lekarze, dietetycy, fitoterapeuci ale nie tylko.Warto poznać tych, dzięki którym wielu ludzi wraca do zdrowia, bez niepotrzebnych leków.
      Myślę, że warto choćby poznać postulaty, kierunki myślenia tych osób, dzięki temu możemy bardziej świadomie przyjrzeć się temu co leży na naszym talerzu i jaki wpływ mają na zdrowie nasze codzienne wybory. Już wkrótce napiszę o dr Ewie Dąbrowskiej. Mam nadzieję, że zainteresuje Was ta tematyka. Może i Wy znacie kogoś, o kim warto napisać? Jestem ciekawa Waszej opinii :)
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

niedziela, 2 listopada 2014

Wiesiołek - niepozorny skarb

Wiesiołek (Oenothera) roślinka ta, choć niepozorna, kryje w sobie tyle bogactwa. Syn, widząc olej z wiesiołka w naszej lodówce pytał, czy jak ktoś to pije to będzie wesoły ;) No nazwa może to sugerować.
Zaczynam się przyzwyczajać do tego, że dzieci pytają- mamo, a na co to działa? I cieszy mnie ta dociekliwość bo ciągle mam nadzieję wpływa to na kształtowanie właściwych postaw żywieniowych i prozdrowotnych. Odrobinę abstrahując, ciekawe jest to, że kwiaty tej rośliny otwierają się wieczorem (są głównie zapylane przez motyle nocne), swoją droga są całkiem ładne.

W ziołolecznictwie używa się zarówno nasion jak i samej rośliny (ziela) które jest bogate między innymi w flawonoidy czy fitosterole oraz kwas linolowy(LA) i gamma-linolenowy (GLA), inne kwasy, białko, mikroelementy.

    Fitoterapeuci podają szereg właściwości zdrowotnych wiesiołka, a w zasadzie wiesiołków, bo gatunków jest bardzo dużo, najpopularniejszym i szeroko stosowanym w lecznictwie jest wiesiołek dwuletni. Ziele działa bowiem przeciwmiażdżycowo, odtruwająco, przeciwzawałowo, przeciwcukrzycowo, wzmacniająco, uodparniająco, wzmacniająco, wspomagająco przy chorobach autoimmunologicznych. Imponujące, prawda? I tak nie wymieniłam wszystkich właściwości których się doczytałam.

     Z tego względu, zaleca się go w przypadku nadciśnienia, miażdżycy, cukrzycy, schorzeń trzustki, wątroby, nieżytów przewodu pokarmowego, w przypadku chorób zakaźnych, skórnych, stanów zapalnych układu moczowego czy po prostu w osłabieniu organizmu.

     Dobrodziejstwa wiesiołka można zaserwować sobie w różny sposób, można nasiona czy wysuszone ziele zmielić w młynku i spożywać po łyżeczce. Prosty jest również napar- mielony wiesiołek zalewamy wrzątkiem i odstawiamy a po przecedzeniu pijemy napar, który mogą spożyć także dzieci. Można przyrządzić też nalewkę wiesiołkową, miód wiesiołkowy.

Niezwykle cenny jest olej, pozyskiwany z nasion wiesiołka, nie tylko ze względu na zawartość kwasów GLA i LA. Można go dostać w formie płynnej lub w kapsułkach. Można go stosować zarówno w celu wzbogacania diety ale także jako kosmetyk, ja olej wcieram we włosy ale można użyć go bezpośrednio na skórę, lub jako składnik naturalnych domowych kosmetyków.

     Chciałam zachęcić do stosowania naszych rodzimych skarbów natury, wiem, że jest moda na egzotyczne oleje (im bardziej egzotyczny tym lepiej), ale wciąż nie doceniamy tego co mamy dostępne na naszym rodzimym podwórku. Przykładem jest właśnie olej z wiesiołka, który jest mega zdrowy i niczym nie ustępuje droższym "kuzynom".

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

piątek, 24 października 2014

Dzień walki z otyłością


    Z inicjatywy WHO obchodzimy dziś Dzień Walki z Otyłością. Choć sama nie borykam się z problemem nadwagi i nigdy nie miałam potrzeby odchudzania się, tematyka ta jest mi bliska. Świadomość tego, co jest przyczyną otyłości zmusza niejednego z nas do refleksji.

   Otyłość, choć jest chorobą o różnorakim podłożu (także genetycznym, psychospołecznym ) bardzo często jest przyczyną nieprawidłowej diety i małej aktywności. Trzeba pamiętać, że na zwiększonej wadze nie kończą się problemy, otyłość prowadzić może do cukrzycy, zwiększonego zachorowania na niektóre nowotwory i choroby sercowo-naczyniowe.
Walka z otyłością to nie tylko edukacja zdrowotna (od przedszkolaka!), czyli prawidłowa dieta i zwiększenie ilości ruchu, to także zmiana zachowań, czasem samych celów życiowych.
  
   Jeśli chcesz być człowiekiem zdrowym i szczuplejszym zarazem, musisz wziąć sprawy w swoje ręce. Trzeba dokonać pewnej rewolucji nie tylko na talerzu ale przede wszystkim w samym nastawieniu i nawykach. Bez tego ani rusz!

Chcąc zrobić krok w stronę zdrowia i utraty zbędnych kilogramów trzeba poruszać się na dwóch "nogach"- jedną jest aktywność fizyczna a drugą zdrowa dieta. Skacząc na jednej "nodze" daleko nie zajdziemy.
    
 Jaka jest zdrowa dieta? Zainteresuj się tym tematem, poszukaj inspiracji, zdobądź wiedzę w taki sposób jak lubisz, może to być dobra książka, blog (zapraszam w moje skromne progi) portal, funpage, periodyki naukowe, programy, spotkania z dietetykami w realu itp. Na dobry początek polecam poradnik z zaprzyjaźnionej strony : http://www.dobradieta.info/1133,dzien-walki-otyloscia-system-skutecznego-odchudzania-cz-1.html

    A ruch? No każda aktywność jest lepsza niż jej brak. Nie trzeba biegać maratonów czy wykupywać abonamentu na siłownię na najbliższe pięć lat. Trzeba zdroworozsądkowego podejścia, zwiększać aktywność stopniowo, zaczynając od spacerów bez względu na pogodę (skutkiem ubocznym będzie hartowanie organizmu a więc zyskamy odporność). Zapewniam, że odpowiednia dawka ruchu sprawia, że po prostu chce się żyć! Może dzień walki z otyłością stanie się pierwszym dniem zdrowego życia?

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

środa, 8 października 2014

"Dieta 50 na 50" - recenzja książki

       Pierwszy raz mam okazję "przetestować" książkę, otrzymałam egzemplarz recenzencki, za który bardzo dziekuję. Spieszę więc z moją subiektywną opinią.

Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Vivante jest nowością na polskim rynku, choć tytułowa dieta 50:50 jest zagadnieniem znanym czytelnikom amerykańskim i brytyjskim.

Jej autorka, Krista Varady uzyskała tytuł doktora w dziedzinie nauk o żywieniu, współautor, Bill Gottlieb również od lat porusza się w tematyce zdrowotnej. Autorzy jak widać, nie są żółtodziobami, ta informacja zachęciła mnie do zapoznania się z publikacją, tym bardziej, że na okładce widnieje dopisek-" jedyna dieta udowodniona naukowo".

Sama nigdy nie stosowałam żadnej diety odchudzającej i nie mam takiej potrzeby, mimo to, chciałam przyjrzeć się tej tematyce z bliska.
 Na początku autorzy przybliżają zasady diety, zwanej CDD (skrót od pierwszych liter Co Drugi Dzień) by w kolejnym rozdziale ukazać podstawy naukowe - w zasadzie wyniki badań i testów, świadczące o skuteczności tejże diety. Ten rozdział obfituje w przeróżne przypisy, których jak na tego typu publikację jest sporo.

Na czym polega dieta 50 na 50? Jest ona oparta na przeplataniu ograniczonego postu, czyli dnia diety z zwykłym dniem jedzenia, zwanym w książce dniem ucztowania. O co chodzi? Jednego dnia jemy posiłki o łącznej wartości 500 kalorii , czyli 25% powszechnie stosowanej normy (to tzw. dzień ograniczonego postu) by następnego dnia zajadać się bez ograniczeń. Tak opracowana naukowo strategia ma nam zapewnić zdrowe i skuteczne chudnięcię. Dowiedziono, że w dniu "objadania się" nie dochodzi wcale do efektu "nadrabiania strat" w kaloriach i przejadania się, osoby będące na tej diecie, w dniu ucztowania zjadają posiłki na poziomie 110% zapotrzebowania kalorycznego. W efekcie w przeciągu dwóch dni spożywa się posiłki, których wartość kaloryczna jest mniejsza o 1/3 od dotychczasowego sposobu odżywiania. (25%+110%=135%, 135% :2 dni=67,5% na każdy dzień).

         Wydaje mi się, że osoba będąca na diecie 50 na 50, ma nieco zmieniony metabolizm, organizm pracuje jakby w innym rytmie. Autorzy przedstawiają wyniki badań, świadczące o tym, że dzięki takiej diecie, następuje zdrowa utrata masy ciała, bez ubytku masy mięśniowej, dodatkowo poprawie ulega poziom cholesterolu czy też ciśnienie krwi (czynniki ryzyka dotyczące chorób serca).

        Aby wzbudzić większe zaufanie do tej diety, autorka rozprawiła się z najczęstszymi pytaniami  związanymi z tą dietą tzn. z tym, czy nadaje się ona dla ludzi mocno otyłych czy też aktywnych fizycznie, czy przynosi ona trwały efekt, jak radzić sobie z głodem w dniu ograniczonego postu i co wtedy jeść. W książce opisane są oba dni- dzień diety i ucztowania, jak i strategie które mogą wzmocnić efekt tej diety, choćby przez ćwiczenia czy tzw. program skutecznej kontynuacji diety 50:50.

        Jest też miejsce na przepisy na dzień diety, na dzień ucztowania, z wiadomych względów przepisów brak, bo króluje tu przecież samowolka. Na dzień diety trudno samemu ułożyć jadłospis tak, by nie przekraczał on 500 kalorii, choć to być może kwestia praktyki. W książce zawarte są przepisy na takie dania, już wyliczone pod względem kalorycznym. Niektore z nich nijak przystają do polskiego rynku np. potrzebna jest kanapka Warburtons Sandwich Thin, bajgiel WeightWatchers, ryż do podgrzewania w mikrofalówce i makaron rigatoni. Przeciętny Kowalski może mieć mały problem z właściwym odwzorowaniem niektórych przepisów. Fajne jest dodawanie gdzieniegdzie, tuż pod przepisem, ciekawostek zdrowotnych, mimo tego pozytywnego aspektu, uważam, że przepisy są niedopracowane, brakuje tu ręki polskiego dietetyka (nie samego tłumacza).

        Reasumując, sama książka może zachęcić do odchudzania, gdybym borykała się z problemem nadwagi, być może spróbowałabym tej strategii. Martwi mnie jedno,  (może jestem przewrażliwiona) - dzień ucztowania, w którym można jeść dosłownie wszystko. Kojarzy mi się to niezbyt dobrze, wolę się odżywiać świadomie, wiedza o prozdrowotnych właściwościach produktów żywnościowych jest przecież wspaniała. Tutaj króluje zasada : jesz co chcesz, a więc cola, chipsy, tona frytek, pączków, ociekające tłuszczem mięsiwa są ok? Brakuje mi tutaj propagowania zdrowego odżywiania, czy nie można byłoby pójść w kierunku- jedz co chcesz, byleby było zdrowe?
Swoją drogą, ciekawa jestem, jakie byłyby wyniki prób wątrobowych osoby, która co drugi dzień wciska w siebie przeróżne niekoniecznie zdrowe produkty....
Zainteresowanych publikacją odsyłam do księgarni tutaj

.
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 2 października 2014

Wielkie maleństwo - owoc pokrzywy

     To niesamowite, że coś, co jest niepozorne, maleńkie, może mieć tak dużą zdrowotną moc. Mowa o...nasionkach (owocach) pokrzywy. Tak, pokrzywa to nie tylko zdrowe listki czy kłącza.

Malutki, brązowawy owoc tej wspaniałej rośliny zaskakuje swoim bogactwem. Prawie jedną trzecią nasionka stanowi cenny olej, który jest źródłem kwasu linolowego.

Oprócz niego ukryty jest także ( w mniejszej ilości) kwas linolenowy, karotenoidy, tokoferol, odrobina śluzów, witamina E, F prowitamina A.

Nie trudno się domyślić, że zdobycie tego surowca zielarskiego nie jest łatwe bo w handlu występuje bardzo rzadko. Można surowiec zebrać samemu, ale tylko w miejscach czystych ekologicznie, z dala od dróg, miasta. Spokojnie można to uczynić jeszcze tej jesieni. Same nasionka, po wysuszeniu należy odpowiednio używać i przechowywać. Nie powinno się ich rozdrabniać, jedynie bezpośrednio przed użyciem, ponieważ cenny olej szybko jełczeje.

        Nasionka pokrzywy zalecane są jako środek przeciwzapalny, stosuje się je w chorobach autoimmunologicznych, działają tonizująco, odżywczo. Źródła podają, że owoce pokrzywy poprawiają krążenie mózgowe, działają przeciwmiażdżycowo, ochronnie ( na serce, nerki, siatkówkę oka), są zalecane przy cukrzycy.

 Same owoce ( zmacerowane) oraz pozyskany z nich olej jest niezwykle odżywczy. Z tego względu, to także doskonały składnik naturalnych kosmetyków, wspaniały na domową maseczkę czy składnik domowego "kremu" pielęgnacyjnego, jest zbawienny przy skórze suchej, skłonnej do stanów zapalnych. Zachęcam do pokochania tego maleństwa, skosztowania ziarenek albo użycia ich do celów kosmetycznych.
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 27 września 2014

Czubryca mnie zachwyca

Zacznę od słów podziękowania - bo dzięki Ani z bloga  www.naturalniedziecko.blogspot.com poznałam i pokochałam czubrycę. Dzięki! :)

 Przyprawa ta na stałe zagościła w naszej kuchni. Jej aromat przypadł do gustu dzieciakom, które wreszcie nie pytają, co to za "kropki" w zupie czy paście. Wystarczy powiedzieć tylko "no czubryca" i wcinają bez zbędnych marudzeń.

Czubryca (czubrica) wywodzi się z Bułgarii, jest mieszanką ziół i zazwyczaj soli, jej  głównym składnikiem (prawdziwej czubrycy) jest cząber górski, roślina o pięknej łacińskiej nazwie Satureja montana.

Zioło to jest kuzynem cząbru ogrodowego, jednak różni się składem. Zawiera olejki eteryczne, w których prym wiedzie karwakrol, p-cymen, borneol i tymol oraz inne składniki, których czasem nie znajdziemy w wspomnianym cząbrze ogrodowym.

Roślina obfituje w kwasy (np. ursolowy, betulinowy, rozmarynowy) oraz flawonoidy.
Wyciąg z tej rośliny ma udowodnione działanie przeciwdrożdżycowe, antybakteryjne (nawet na gronkowce!) i antywirusowe. Cząber ma korzystny wpływ na wątrobę i przewód pokarmowy, działa odkażająco, rozkurczowo i żółciopędnie.

         Czubryca dostępna jest w różnych wersjach, radzę czytać etykiety by nie nadziać się na fałszywkę, przypominam, że prawdziwa czubryca zawiera cząber górski!

 Czubryca zielona jest łagodniejsza, zawiera natkę pietruszki, czosnek, kozieradkę, czasem lubczyk. Pasuje do surówek, sałatek, dań z strączkowych. Ostrzejsza wersja to czubryca czerwona, oprócz obowiązkowego cząbru zawiera paprykę słodką, ostrą (chili), cebulkę bądź czosnek, kozieradkę, czasem suszone pomidory. Czerwona jest doskonała- dodajemy ją do różnego rodzaju dań, super pasuje do past jajecznych, z cieciorki, soczewicy, do białego sera, zup, mięs, surówek, masła ziołowego czy pieczonych ziemniaków.

W handlu dostępna jest tez czubryca biała, która zawiera czosnek niedźwiedzi, lubczyk, seler, koper, czasem suszone grzyby. Tak na prawdę w z różnych regionów pochodzą różne wariacje i mieszanki- ważne by zawierały cząber, bo u nas można kupić czubrycę bez tego cudownego zioła.
Gorąco polecam wszystkim miłośnikom ziołowych przypraw czubrycę, w szczególności czerwoną.


Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

niedziela, 21 września 2014

Brazylia kontra Polska ;) czyli znowu o orzechach

      Orzechy to skarbnica zdrowych składników, doskonale o tym wiemy. Ja najbardziej kocham te nasze, laskowe i włoskie, ale zdecydowanie warto zwrócić przychylne spojrzenie w kierunku innych smakołyków. Tym bardziej, że nadarza się nie lada okazja- mecz Polska Brazylia.

Na stole zamiast niezdrowych chipsów nie może zabraknąć orzechów- przeróżnych, im bardziej różnorodny zestaw tym większa szansa na dostarczenie wielu substancji bioaktywnych dla naszego organizmu.
Dziś polecam orzechy brazylijskie.

Oto ich atuty:
Orzech brazylijskie pochodzą z pięknego, rosłego drzewa o nazwie orzesznica wyniosła. Ukryte są w bardzo twardej skorupie przypominającej kokos, ich wydobycie jest nie lada wyzwaniem.
     
Orzechy brazylijskie są niezwykle zasobne w selen (to prawdziwy ewenement jeśli chodzi o zawartość tego pierwiastka), który jest doskonałym przeciwutleniaczem, cenionym także w diecie antynowotworowej. Selen ma także związek z jakością nasienia- więc wszyscy przyszli ojcowie powinni wcinać te orzechy, tym bardziej jeśli cierpią na obniżenie płodności. Badania wykazały, że już 2 takie orzechy pokrywają zapotrzebowanie na ten pierwiastek.
     
 Zdrowe tłuszcze zawarte w orzechach (a jest ich sporo) są korzystne dla układu sercowo -naczyniowego, wzmacniają także odporność, oczywiście przy współudziale innych składników, choćby cynku, którego także jest sporo. Znajdziemy tu także sporo innych minerałów takich jak wapń, magnez, fosfor, potas, miedź czy mangan. Z witamin warto zwrócić uwagę na wit. E i witaminy z grupy B.
Smak orzechów jest łagodny, delikatny, dobrze smakują same jak i w towarzystwie kaszy czy owsianki. Szkoda, że cena nieco odstrasza ale czasem warto, dla podreperowania zdrowia kupić te skarby natury.
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 4 września 2014

Ostropest plamisty i Kłapouchy

Ostropest plamisty (Silybum marianum (L.) Gaertner) ) zdaje się być ostatnio modnym i chętnie kupowanym "produktem" prozdrowotnym.
Coraz to nowsze badania i różne publikacje naukowe zachęcają do spożywania tych zdrowych nasionek. No i rozkręca się finansowa machina, bo jak wiadomo, reklama (dobra reklama) dźwignią handlu. A jak reklama uderza w czuły punkt, jakim jest nasze zdrowie, to sukces gwarantowany. Przyznam, że i ja się nakręciłam, bo jak tu się nie oprzeć tym niepozornym ziarenkom, które mają tak zbawienny wpływ na nasze zdrowie?

       Skoro Kłapouchy kocha oset, a oset (Carduus L.) jest bliskim kuzynem ostropestu, to czemu nie przyjrzeć się dokładnie tej roślince? Ba! śmiem nawet twierdzić, że Kłapouchy kocha ostropest, który jest podobny do ostu ;). Obie roślinki są z tej samej rodziny astrowatych i są na prawdę podobne do siebie- niedowiarków odsyłam do googla.

         Ale do rzeczy- co ma do zaoferowania ostropest? Głównym składnikiem czynnym jest sylimaryna, która jest silnym przeciwutleniaczem. Jest ona głównym składnikiem popularnego leku na wątrobę -sylimarol. To właśnie wątroba jest zdrowotnie "rozpieszczana" przez sylimarynę, która jest złożonym kompleksem flawonoliganów zawartych w łupinie nasiennej. Wpływa żółciopędnie, hepatoprotekcyjnie (działa ochronnie na wątrobę), przeciwzapalnie i przede wszystkim detoksykująco. Zapobiega marskości wątroby, chroni przed toksynami (nawet muchomora sromotnikowego), bakteriami czy wirusami . Nie trzeba chyba mówić, jak ważnym organem jest wątroba.

      A to nie wszystko, sylimaryna obniża poziom cholesterolu i zapobiega miażdżycy oraz kamicy żółciowej. Pomaga także w schorzeniach dermatologicznych (np. łuszczyca, trądzik).W wielu źródłach podaje się, że ostropest wykazuje działanie antynowotworowe, w testach in vitro dowiedziono działanie hamujące na podział komórek rakowych.

Działanie sylimaryny ma duże znaczenie w profilaktyce, jest zbawienna w przypadku zwiększonego narażenia na toksyczne działanie związków chemicznych czy też promieniowania. Osoby nadużywające alkohol, leki przeciwbólowe czy też alergicy (sylimaryna przyczynia się do zmniejszenia autoagresji immunologicznej) powinni pamiętać o tym, że Bóg obdarzył nas taką rośliną, która tak wspaniale chroni naszą wątrobę. Także ci, którzy kiepsko się odżywiają, powinni ratować swoje zdrowie dodając do posiłków mielony ostropest.

Co więcej, ziarenka ostropestu można przyjmować długotrwale, w celach ochronnych, nie wykazują skutków ubocznych, oczywiście w rozsądnych dawkach ( 1 łyżeczka mielonych nasion  dziennie wystarczy). Ostrożnie z dziećmi czy też kobietami w ciąży- tutaj zawsze zalecana jest konsultacja z lekarzem. Dłuższe stosowanie, związane z utrzymywaniem się sylimaryny w organiźmie pozwala osiągać lepsze efekty zdrowotne czy ochronne.

        Na tym nie kończy się zdrowotna oferta ostropestu, roślina zawiera także flawony, fitosterole, glikozydy fenolowe, witaminy i szereg innych składników. Jadalne są także dolne liście rośliny, które można dorzucić do letniej sałatki.

Gorąco polecam ostropest, ja kupuję w zwykłym sklepie zielarskim. Jeśli ktoś ma porządny młynek niech kupuje całe ziarenka i mieli na bieżąco i dodaje do różnych dań, my dajemy do chleba i sałatek. Niech żyje Kłapouchy! ;)

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 23 sierpnia 2014

Majerankowo

Ziele majeranku jest pierwszą przyprawą jaką zasmakowały moje dzieciaki. Jest w moich kuchennych szafkach stałym "gościem". Lubię zapach i smak majeranku, tym bardziej, że zioło to jest na prawdę zdrowe. Wielu z nas, wsypując majeranek do zupy czy placków ziemniaczanych nawet nie wie co dobrego kryją w sobie pachnące listki.

Liście zawierają olejek eteryczny którego skład jest bardzo złożony i bogaty. Chcąc wymienić wszystkie jego składowe można "skręcić" język, wymienię więc te najważniejsze, a są to m. in : związki terpinenu, linalool, p-cymen, borneol, sabinen, cis-sabiden hydrate, cytal, eugenol i wiele innych.

Roślina obfituje w glikozydy flawonoidowe i fenolowe, garbniki, kwasy (kawowy, taninowy, kumarynowy czy chlorogenowy),trójterpenoidy, fitosterole, białka, saponiny, sole mineralne i witaminy.

Działanie ziela majeranku jest szerokie i obejmuje właściwości antywirusowe, antybakteryjne, przeciwgrzybicze. Działa także napotnie, rozkurczowo, żółcio i moczopędnie, wzmaga trawienie.
Majeranek ma zastosowanie w fitoterapii zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie. Sprawdzony jest jako lek na krtań i chore gardło, działa wykrztuśnie, razem z miodem doskonały jest przy grypie, anginie a nawet ospie. Skład chemiczny ziela, pozwala stosować go także w zapaleniach czy zakażeniach układu moczowego. Wyciąg olejowy z majeranku (łatwy do zrobienia samemu) jest świetny jako wcierka na kontuzje, bóle reumatyczne czy opuchlizny.

Majeranek w kuchni króluje w daniach ze strączkowych (nie wyobrażam sobie mojej ukochanej zupy z soczewicy bez majeranku), doskonały do potraw z ziemniaków, mięs, serów.
Od kilku dni popijam ze smakiem herbatkę mistrzowską, której składnikiem jest właśnie majeranek. Polecam!
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

Pourlopowo :)

Czas skończyć błogie leniuchowanie i zabrać się za blogowanie. Tematów przybywa, mam nadzieję, że moje chęci nie zostaną ostudzone. Natura daje nam tak wiele dobra, że trudno się nie zachwycić :)
Już wkrótce kolejne wpisy, ziołowe, warzywne i jeszcze inne, zapraszam już dziś :)
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

niedziela, 27 lipca 2014

Morelowy zawrót głowy

Słodkie omszone owoce, pachnące latem. Zawierają sporo cennych składników, cennych dla naszego zdrowia oczywiście. Przede wszystkim morele to królowe karotenoidów, zawierają spore ilości beta-karotenu, oczywiście zawierają także inne witaminy takiej jak C, E, wit. z grupy B, kwas foliowy.

W miąższu owoców kryją się nie tylko słodkości ale także kwaskowa nutę smakowa, którą zawdzięczamy kwasom organicznym (winowy, cytrynowy, jabłkowy).

W owocach znajdziemy flawonoidy - kwercetynę izokwercetynę, nieco garbników, pektynę. Z substancji mineralnych potas, fosfor, wapn, magnez, żelazo, miedź, mangan, cynk, selen. Dla przypomnienia, zarówno flawonoidy jak i karotenoidy są silnymi przeciwutleniaczami wymiatającymi wolne rodniki, warto jeść owoce i warzywa jak najczęściej. Wśród polifenoli o działaniu przeciwnowotworowym warto wymienić katechiny, ponieważ zawarte są w owocach moreli.

          Ogromnie żałuję, że nie mam większego dostępu do tych owoców, bo bardzo je lubię, zwłaszcza ich zwięzły miąższ i umiarkowaną soczystość. Targowisko na które się wybieram, serwuje niewiele odmian, część z nich jest importowana, nie wiem czemu, skoro w Polsce uprawia się coraz więcej moreli.W Polskich warunkach  najpopularniejsza to Early Orange (odmiana wczesna) niektóre (dla mnie najsmaczniejsze)  będą dostępne pod koniec lata, np. Harcot, Heja czy odmiany późniejsze np. "Późna Rejmana", "Darina", Somo.
         
  Nie będę pisać o suszonych morelach (choć są zdrowe) przyjdzie na to czas, może zimą...Wkrótce napiszę też o gorzkich pestkach moreli i tym co zawierają (amigdalina czyli wit. B17), wiem, że ostatnio o nich głośno.No ale teraz trzeba korzystać z pełni sezonu i delektować się świeżymi owocami !
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

poniedziałek, 21 lipca 2014

Długaśna fasola czyli o fasolce szparagowej słów kilka

Sezon na przepyszną fasolkę szparagową uważam za otwarty :) Zarówno odmiana żółtostrąkowa czy zielonostrąkowa warta jest naszej uwagi. Oczywiście warzywo to spożywany tylko po ugotowaniu, surowe strąki zawierają fazynę- toksyczne białko roślinne, które dezaktywuje się po obróbce termicznej.

        W fasoli znajdziemy zarówno witaminy jak i substancje mineralne, są to wapń, fosfor, potas, magnez, żelazo a także selen, mangan, miedź czy cynk. Z witamin fasola zawiera przede wszystkim witaminy z grupy B, C czy beta-karoten, kwas foliowy, witaminę E i K.

Fasola szparagowa jest rośliną strączkową obfitującą w fitoestrogeny (substancje hormonopodobne), z tego względu jest polecana przy menopauzie, jest także elementem diety chroniącej przed zachorowaniem na nowotwór piersi czy narządów rodnych.

Strąki bogate są także w antyutleniające flawonoidy. Zawierają też cenny błonnik, wspomagający trawienie. Jest warzywem polecanym diecie osób chorujących na cukrzycę gdyż ma niski indeks glikemiczny. W fasoli szparagowej znajduje się ponadto substancja podnosząca odporność organizmu, jest to aglutynina. Potrafi ona w pewien sposób ograniczać rozwój bakterii chorobotwórczych, przez unieszkodliwienie białek koniecznych do ich rozwoju.

Najzdrowsza jest fasolka przygotowana na parze (najmniejsza strata witamin), osobiście uwielbiam żółtą odmianę ale zieloną też nie pogardzę, zwłaszcza podaną z dużą ilością czosnku i odrobiną masła. Pycha!
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

niedziela, 6 lipca 2014

Mąka mące nierówna...

O tym, że mąkę robi się z ziaren zbóż wie każdy. Zdrowomaniacy wiedza również, że produkty przetworzone jakim jest na przykład mąka pszenna biała, do zdrowych nie należą.

Oczywiście można zrobić krok w stronę zdrowia i stosować mąkę razową, najczęściej wybieraną jest razowa orkiszowa, razowa pszenna, choć chętnie stosowana jest mąka owsiana, żytnia i jęczmienna.

Wszystkie te mąki zawierają jednak gluten, (choć są dostępne mąki owsiane nie zawierające glutenu) który niekoniecznie służy każdemu. Mam tu na myśli nie tylko osoby cierpiące na celiakie ale także borykające się z nietolerancją glutenu, choćby przejściową.
W poszukiwaniu takich właśnie produktów jakimi jest mąka bezglutenowa, spotkało mnie ogromne, pozytywne rzecz jasna zdziwienie. Wybór jest przeogromny! Tak na prawdę chyba wszystko zależy od grubości portfela, bo niektóre mąki do tanich nie należą. Jakie więc rarytasy są na naszym rynku? Zacznijmy od mąki kukurydzianej, jest najtańsza i najlepiej dostępna, możemy użyć też mąki ryżowej, także razowej ( z ryżu brązowego) a także gryczanej, choć zdarza się, że mąki te są zanieczyszczone glutenem.

Kolejne "mączne" propozycje sprawiają, że mam ochotę na placuszki, chlebki, naleśniki, makarony czy inne zdrowe wypieki, niektóre mąki mogą służyć do zagęszczania lub tylko jako posypka, chyba z racji ceny ;). Niektóre muszą przejść obróbkę termiczną, inne można spożywać bezpośrednio. Wszystkie jednak powinny być odpowiednio przechowywane, z dala od promieni słonecznych, w chłodnym miejscu.Warto stosować różne kombinacje, mieszanki mąk, dostarczymy wtedy ciekawsze i pełniejsze zestawienie składników odżywczych, wszystko oczywiście zależy od tego, do czego chcemy używać mąki. No to zaczynamy:

- mąka z grochu (fajna do zagęszczania zup)                    
- mąka z cieciorki
- mąka łubinowa (to chyba dla mnie największe zaskoczenie)
- mąka sojowa
- mąka jaglana                                      
- mąka z quinoa
- mąka z amarantusa
- mąka z kasztanów jadalnych
- mąka migdałowa
- mąka kokosowa
- mąka arachidowa
- mąka z pestek dyni
- mąka słonecznikowa
- mąka z orzecha laskowego
- mąka z orzecha włoskiego
- mąka sezamowa
- mąka lniana (wymaga obróbki termicznej)
- mąka wiesiołkowa (wymaga obróbki termicznej)
- mąka z teffu (ziarna miłki abisyńskiej rosnącej w Afryce)
- mąka z nasion konopi (konopna)
- mąka z żołędzi

Jak widać niektóre mąki można na własne potrzeby zrobić sobie samemu. Trzeba jednak pamiętać , że w przypadku nasion zawierających tłuszcze, taką mąkę robi się na bieżące, zawsze świeżą porcję, by zapobiec tzw. jełczeniu tłuszczu. Ja używam do tego celu elektrycznego młynka do kawy.

 Niektóre jednak mąki są dla mnie niewykonalne (np. z cieciorki- młynek nie daje rady ; )) i wtedy kupuję gotowce, zwłaszcza ,że niektóre mąki wyrabia się z częściowo odtłuszczonego produktu, co gwarantuje dłuższy czas przydatności do spożycia. Zachęcam Was gorąco do kulinarnych eksperymentów, warto wzbogacić dietę takimi zdrowymi dodatkami.
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 5 lipca 2014

Zawartość witamin i minerałów

Witam wakacyjnie :)
Już niebawem kolejne zdrowe wpisy a dziś wyjątkowo dwa linki. Wiele osób szuka zawartości witamin i mikroelementów w warzywach i owocach. Podaję dwa "miejsca" w których znajduje się proste zestawienie, wiem, że może się przydać i zachęcić do wzbogacania diety w to co zdrowe :)
Linki tutaj:
Miroelementy
Witaminy
Pozdrawiam :)
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

niedziela, 1 czerwca 2014

Mleczna droga...


       
Mleko jest produktem, który ma zarówno zwolenników jak i przeciwników. By mieć prawdziwy obraz tego, jak jest naprawdę, trzeba „wysłuchać” obu stron, choć trzeba przyznać, że ciężko się w tym wszystkim połapać...
Z jednej strony mamy hasło "pij mleko będziesz wielki" a z drugiej "pij mleko będziesz kaleką".

 Zanim jednak napiszę nieco argumentów za i przeciw, pragnę przypomnieć, że dzisiejsze mleko jest czymś zupełnie innym, czym było kiedyś. Owszem, dziś mamy restrykcyjne przepisy sanitarne, nowoczesne procesy technologiczne, „inteligentne” obory i superpasze. Ale stoi za tym jedno słowo - produkcja, w której liczy się szybkość, wydajność i ilość. Z sentymentem wspominam opowieści babci, w których „szczęśliwa” krowa pasła się na czystych zielonych łąkach, pełnych ziół, żyjąca swoim naturalnym rytmem. Dziś widzę półki uginające się od kolorowych kartonów, w których ponoć jest mleko. Ponoć, bo to mleko ani nie kwaśnieje, ani nie pachnie i smakuje tak jak kiedyś.
Ale do rzeczy, co zawiera ten biały napój?
Może najpierw te dobre strony: mleko jest swoistym materiałem energetycznym i budulcowym, zawiera białko o wysokiej wartości biologicznej (jest to głównie kazeina, ale także globulina i albumina), dobrze przyswajalny tłuszcz (tłuszcze proste - do 99% całości tłuszczu, złożone, pochodne i inne).

Wśród kwasów tłuszczowych należy wymienić kwasy tłuszczowe - linolowe, linolenowe oraz arachidonowe - wszystkie należą do NNKT (niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe), są one istotne w procesach przemiany materii, ale także biorą udział w tworzeniu komórek nerwowych czy też przemianach cholesterolu - a dokładnie regulują jego poziom. W mleku znajduje się także kwas oleinowy, który należy do grupy jednonienasyconych kwasów tłuszczowych oraz znajdują się też kwasy tłuszczowe nasycone.

Wśród tłuszczy złożonych występuje głównie lecytyna. Tłuszcz w mleku krowim trawi się prawie w całości - źródła podają, że w 97-99%, dzieje się tak za sprawą swoistego rozproszenia kuleczek tłuszczowych w mleku. Zawartość tłuszczu w mleku waha się w granicach 2,7- 5,5%.
Kolejnym składnikiem jest laktoza - cukier mlekowy, która stanowi około 5% całości mleka, jest ona dwucukrem o wysokiej przyswajalności. Składnik ten wspomaga przyswajanie substancji mineralnych fosforu, wapnia i magnezu.

W mleku znajdują się także witaminy - witamina A, która występuje w tłuszczu mlecznym, (więc mleko 0% to zupełna pomyłka), witamina D, wytwarzana w organizmie krowy. Wraz z paszą dostarczana jest witamina E, dlatego jej zawartość zależy od pory roku, czyli sezonu pastwiskowego. W mleku znajdują się także witaminy z grupy B, dzięki „uprzejmości” mikroflory znajdującej się w jelitach i żwaczu. Ze składników mineralnych należy wymienić wapń ( o dużej biodostępności), fosfor, potas, chlor, sód, magnez. Stosunek wapnia do fosforu w mleku jest bardzo korzystny.
Nie możemy tez zapomnieć o mikroelementach, które przedostają się do mleka z krwi, są to głównie żelazo, selen, molibden, miedź, cynk a nawet rtęć, ołów czy arsen.
 Rzeczywisty skład mleka jest także zależny od rasy krowy i jej indywidualnych cech osobniczych, pory roku, okresu laktacji, klimatu, rodzaju paszy (nie zapominajmy, że niektóre składniki paszy przenikają do mleka np. antybiotyki) a nawet od sposobu dojenia.
Skoro mleko wydaje się być takie zdrowe i odżywcze - o co takie halo?
       W głównej mierze chodzi o to, że zawarta w mleku laktoza (cukier mleczny) nie jest dobrze tolerowana. Wynika to z niedostatku albo braku enzymu, który rozbija laktozę na glukozę i galaktozę. Nietolerancja laktozy nie jest taka sama u wszystkich ludzi, w niektórych rejonach kuli ziemskiej jest bardzo duża, w innych niewielka.

W naszym kraju są zarówno osoby, które borykają się z wybitną nietolerancją laktozy, ale także i osoby w podeszłym wieku, wypijające litry mleka i cieszące się doskonałym zdrowiem. Jest to więc cecha indywidualna, choć oczywiście istnieje zależność między ilością enzymu trawiącego laktozę a wiekiem, im jesteśmy starsi, tym gorzej radzimy sobie z trawieniem tego cukru.
       Kolejną sprawa jest zawartość w mleku kwasów tłuszczowych nasyconych, które mogą sprzyjać miażdżycy. Jeśli ktoś bardzo lubi mleko, i nie chce z niego rezygnować, to powinien pamiętać o wprowadzaniu do diety niezbędnych kwasów tłuszczowych z innych, roślinnych źródeł. Ważna jest zarówno różnorodność jak i pewne ograniczenie tłuszczy nasyconych, także tych ukrytych.
        Mleko, a dokładnie białka mleka, są też wymieniane wśród częstych alergenów, niestety nie każdy może pozwolić sobie na szklankę tego białego napoju. Kolejnym winowajcą wydaje się być kazeina, która jest ciężkostrawna.

Jeśli nie mleko to...
 
Godne uwagi są natomiast mleczne napoje fermentowane, które uzyskujemy dzięki procesowi fermentacji, poddając je działaniu czystych kultur bakteryjnych. Moim faworytem jest jogurt, który zawiera nie tylko mikroelementy i witaminy z grupy B, ale przede wszystkim bakterie kwasu mlekowego. Zawarty w fermentowanych napojach kwas mlekowy i octowy, hamują procesy gnilne, rozwój patogenów.
Można w domowych pieleszach wyprodukować sobie samemu zdrowy jogurt, bez chemii, zagęstników, zbędnego cukru. Wystarczy pełnotłuste mleko (tłuszcz mleczny jest konieczny do prawidłowego wzrostu pożytecznych bakterii) i dobry jogurt bądź specjalne saszetki z kulturami bakteryjnymi. Podgrzane mleko „szczepimy” jogurtem lub bakteriami z saszetki, mieszamy i utrzymujemy w cieple. Po niedługim czasie możemy cieszyć się pysznym jogurtem, wystarczy nieco praktyki by osiągnąć pasującą nam słodkość i gęstość jogurtu.

Czy pijecie mleko? Czy wśród Was są zwolennicy tego białego napoju czy przeciwnicy? Zachęcam do dyskusji :)

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

piątek, 23 maja 2014

Truskawkowy zawrót głowy

Nareszcie! Sezon na truskawki uważam za otwarty. Chyba nikogo nie muszę namawiać do pałaszowania tych przepysznych owoców. Kuszą nie tylko smakiem, zapachem ale także walorami zdrowotnymi. Owoce pochodzą ze skrzyżowania poziomek, choć poziomki też uwielbiam, truskawki są dla mnie absolutnym ulubieńcem.
     
Co mogą zaoferować nam te wspaniałe owoce?
Bogate są w kwasy organiczne, to im zawdzięczamy smak, który nota bene jest wyjątkowy- i niech kryją się wszelkie importowane pseudotruskawki. Polskie owoce są bezkonkurencyjne.
Truskawki są doskonałym źródłem najpopularniejszego przeciwutleniacza- witaminy C.
Zawierają także inne witaminy takie jak A, B1, B2, B5, B6, PP, ale witamina C zdecydowanie wiedzie prym. Co do składników mineralnych to można wymienić tu głównie mangan, miedź, magnez, fosfor, potas, żelazo i wapń i inne, choć w nieco mniejszych ilościach.
         Cenne dla zdrowia są także pozostałe składniki, choćby barwniki antocyjanowe czy kwas elagowy, który ma zdolność „tłamszenia” raka w zarodku. W owocach znajdują się naturalne salicylany, działające podobnie jak aspiryna, czyli  przeciwbólowo i przeciwgorączkowo, z tego powodu, osoby uczulone na aspirynę powinny jeść truskawki z umiarem. Kolejnym składnikiem prozdrowotnym są fitoncydy, które działają bakteriobójczo i grzybobójczo.
 Jedzenie truskawek to samo zdrowie. Badania dowodzą, że korzystnie wpływają na metabolizm, układ sercowo naczyniowy, chronią przed cukrzycą.
Czy różnią się truskawki? Otóż na rynku dostępne są przeróżne odmiany, ponoć tegorocznym hitem ma być biała odmiana, ciekawe czy uda mi się na taką natrafić. Jak podają producenci, ma mieć smak ananasa.
Różnice w odmianach polegają głównie na zawartości węglowodanów, witamin, są odmiany bardziej lub mniej odporne na czynniki chorobotwórcze. Różnią się też wielkością, kolorem miąższu (intensywnością) plennością i czasem owocowania (niektóre mogą być dostępne nawet w sierpniu). Ja wybieram zawsze odmiany deserowe i wcinam bez niczego.
Truskawki są świetnym naturalnym kosmetykiem, można wykorzystać je choćby do maseczki, przykładowo takiej.

Trzeba pamiętać, że truskawki niestety lubią alergizować, do dziś wspominam czasy gdy jako karmiąca mama omijałam stragany szerokim łukiem, by nie narobić sobie smaku. Teraz jednak zajadam się tymi owocami bez umiaru :)
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 10 maja 2014

Roszponka :)

Roszponka kojarzy się (dla niektórych rzecz jasna) z długowłosą księżniczką. Moja córka chyba tylko dlatego skosztowała tej roślinki.
Roszponka warzywna, znana także pod innymi nazwami- roszpunka, rapunkuł, kozłek sałatka i inne, jest czasem błędnie mylona z rodzajem sałaty.

 Należy ona do rodziny kozłkowatych, jej łacińska nazwa zdradza nieco jej działanie - Valerianella locusta, roszpunka ma bowiem działanie uspokajające, ale nie tylko. (nota bene, czy nazwa łacińska nie brzmi cudownie?)

Zawarte w zielonych listach składniki pobudzają trawienie, działają lekko odkwaszająco, moczopędnie.
Znajdziemy tu kwas foliowy, witaminy B1, B2, B5, B6 (tej najwięcej), witaminę C (też sporo) a z minerałów miedź, mangan, potas, żelazo, fosfor, cynk, magnez, wapń i selen.

Do sklepów trafia roszponka uprawna, zdziczałe formy tej rośliny, choć pochodzą z innego rodzaju geograficznego, są także obecne w naszym kraju. Rozetkowe listki świetnie się prezentują i pysznie smakują z lekko orzechową nutą (dzięki olejkom eterycznym). Najlepsze są na surowo, na kanapce czy w surówce bądź sałatce.
Zupełnie nie wiem czemu dopiero teraz piszę o tym warzywie, za niedługo kończy się zbiór, ale znowu jesienią będzie można delektować się tym zdrowym "zielskiem", i tak przez całą zimę aż do końca wiosny. Kto nie jadł nigdy roszponki niech spróbuje!polecam :)

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 24 kwietnia 2014

Misiowe ziółko czyli czosnek niedźwiedzi

Aromatyczny, zdrowy i taki wiosenny. ..
Czosnek niedźwiedzi ( Allium ursinum) bo o nim mowa, jest rośliną występującą w całej Europie i północnej Azji. Nie da się przejść obojętnie obok łanów kwitnącej rośliny, które można napotkać w głównie w liściastych lasach.

Czosnek pięknie kwitnie i wspaniale pachnie ( czosnkiem rzecz jasna). Wydzielający się charakterystyczny aromat, jest najbardziej wyczuwalny w okresie kwitnienia.

Liście, które zbiera się przed kwitnieniem, są świetnym surowcem zielarskim ale także rośliną przyprawową. Suszone tracą aromat a tym samym pewną ilość substancji czynnych. Świeże liście są doskonałe do sałatek, warzyw, dań z roślin strączkowych, pasują do nadzienia, past, zup czy masła ziołowego.

Co znajdziemy w czosnku niedźwiedzim? 

Zawarte w nich olejki lotne bogate są w związki siarki, w liściach znajdziemy też karoteny, gorycze, saponiny, witaminy (głównie C i B) a także żelazo, selen. Wśród głównych substancji czynnych (oprócz siarczków) należy wymienić także alliinę, ajoeny.

            Czosnek niedźwiedzi wpływa korzystnie na pracę żołądka, działa rozkurczowo i przeciwrobaczo. Poleca się go osobom chcącym obniżyć ciśnienie, jest sprawdzonym lekiem przy arteriosklerozie czy też zwykłym przeziębieniu czy grypie. Źródła podają, że roślina ta wpływa korzystnie na poziom cholesterolu we krwi, wykazuje silne działanie antybakteryjne i grzybobójcze. Badania wykazują jego działanie przy zapobieganiu złośliwych nowotworów. Bardzo duże ilości czynnej siarki sprawiają, że roślina ta jest doskonała przy odtruwaniu organizmu.

Skąd wzięła się nazwa gatunkowa?
 Podobne chętnie zjadają go niedźwiedzie, budzące się z zimowego snu. Takim ziołowym przysmakiem oczyszczają organizm przygotowując go do aktywności.

Warto dodać, że czosnek niedźwiedzi można uprawiać we własnym ogródki, jest to ważne tym bardzie, że roślina ta jest  w Polsce objęta częściową ochroną gatunkową. Ja mam to szczęście, że mieszkam blisko miejsca, w którym częściowo można pozyskiwać roślinę z naturalnych stanowisk. Dla niezorientowanych- częściowo, oznacza pozostawienie populacji nie mniejszej niż 50% i tylko w miejscach do tego przeznaczonych (z zezwoleniem) . Dla mnie wystarczyło kilka listków by uszczęśliwić męża zdrowotną sałatką :)

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 10 kwietnia 2014

Mleczyk ;)


Mlecze, czyli kwiaty mniszka lekarskiego to jak dotąd ulubieńce mojego syna. Choć córka zrywa kwiaty w celach wiadomych (wianki i bukiety), syn zauważa zupełnie inne korzyści tej popularnej rośliny, pytając dlaczego nazywa się "lekarski"?
   
     Mniszek lekarski ( Taraxacum officinale) jest rośliną dietetyczna i leczniczą, od dawien dawna. Można powiedzieć, że daje z siebie wszystko. Jadalne są zarówno korzenie (dodatek do sałatek), liście (sosy, zupy i sałatki) oraz kwiaty, wykorzystywane na syropy a nawet wino.

Mniszek już od dawna wykorzystywany był jako warzywo, już od XVII wieku zakładano specjalne uprawy. Lubują się w nim Włosi, Francuzi i Niemcy.
        Rośnie niezwykle popularnie, jest dość zmienny bo istnieje ogromna ilość podgatunków tej rośliny. Dzieci kochają go za dmuchawce i ja też przyznam,  mam sentyment do tej rośliny.

        Właściwości lecznicze mniszka są dość szerokie, nie ograniczają się tylko do wspomagania trawienia, mniszek jest pomocny w schorzeniach układu moczowego i dróg żółciowych. Ziele i korzenie mniszka zawierają stymulatory biogenne, działające uodparniająco, działają krwiotwórczo.

        Liście mniszka są zasobne w witaminy, zwłaszcza C, B, A a także sole mineralne- sód, potas, miedź, żelazo, wapń, siarkę, fosfor , mangan i glin. Zawierają także cholinę, glikozydy, saponiny. W smaku są lekko goryczkowe, im młodsze, tym delikatniejsze, działają zasadowo na organizm. Mniszek zawiera związek o działaniu bakteriostatycznym- kwas cerotynowy, znajdziemy w nim także flawonoidy, karotenoidy i fitosterole. Korzeń (zbierany przed zakwitnięciem) zawiera alkaloid taraxacynę, inulinę, garbniki, żywicę, olej tłusty i inne składniki. Taki skład jest korzystny dla osób chorujących na cukrzycę. Roślina ta jest także zalecana przy depresji, działa korzystnie na wątrobę.

Kwiaty mają działanie wykrztuśne, z tego względu wyrabia się z nich syropy o takim działaniu. Ciekawostką jest fakt, że kwiaty regularnie otwierają się o godzinie 6 rano.
 Oczywiście mniszek nie jest podstawą codziennej diety, ale warto, będąc na spacerze (oczywiście z dala od spalin) zerwać sobie kilka listków i wrzucić do wiosennej sałatki. Smacznego ;)

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

wtorek, 8 kwietnia 2014

Marchewkowe pole...

         Marchewka- często pierwsze warzywo, z którym spotyka się małe dziecko. Zachwyca soczystym kolorem i słodkim smakiem. Do dziś, mam przed oczyma obraz babci, która swoimi spracowanymi dłońmi z  wyrywała młodą dorodną marchew, by dać mi do schrupania. Tego się nie zapomina, tego smaku i aromatu...
To warzywo ma tak wiele do zaoferowania. Cieszę się, że niebawem będę mogła do woli wcinać młode marchewki :). Czym urzekło mnie to warzywo?

Przede wszystkim jest soczyste, korzenie zawierają ponad 80% wody. Oprócz wody w marchewce znajdziemy cenne witaminy B5, B6, B1, B2, witaminę C, D ,H , E, K, PP oraz prowitaminę A. Z minerałów miedź, mangan, sód, potas, żelazo, fosfor, magnez, wapń, cynk, selen i kobalt. To rzecz jasna nie wszystko, marchewka skrywa w sobie węglowodany, flawonoidy, sterole, lecytynę, enzymy i aminokwasy (walina, leucyna, izoleucyna, treonina, lizyna). Całkiem fajny, zdrowy i smaczny pakiet.

                Marchewce przypisuje się przeróżne właściwości, ma zastosowanie w schorzeniach skórnych, leczy niedokrwistość, pomaga obniżać poziom cholesterolu (dzięki błonnikowi), wspomaga leczenie chorób nerek, wątroby i jest pomocna w leczeniu tzw. kurzej ślepoty (słabe widzenie o zmroku). Literatura podaje także, że korzeń marchewki ma zastosowanie przy oczyszczaniu organizmu, także przy robaczycy. Od dawna znana jest jako lek przeciwbiegunkowy (słynna marchwianka)
          
Marchewka jest warta pokochania przede wszystkim ze względu na zawartość karotenoidów- zwłaszcza beta-karotenu. To nic innego jak prowitamina witaminy A. Trzeba zaznaczyć, że beta-karoten jest istotny w obniżeniu ryzyka zachorowania na raka, zapobiega też udarowi i zawałowi, przyczynia się do wzrostu komórek odpornościowych. Jako ciekawostkę przytoczę informację o analizie przeprowadzonej na Harvardzie, z której wynikło, że zjadając marchewkę 5 razy w tygodniu, obniża się ryzyko wystąpienia udaru mózgu o 68%! Karoteny, gromadząc się w skórze, pochłaniają szkodliwe promieniowanie UV. Dłuższe bądź nadmierne spożywanie karotenów powoduje żółtawe zabarwienie skóry.
By beta-karoten był najlepiej wykorzystany potrzebny jest tłuszcz, dlatego też idealna jest marchew duszona z odrobiną tłuszczu, oczywiście surowe marchewki są także zdrowe, są przecież doskonałym źródłem błonnika.


 Tak na marginesie, niektórzy zażywają wyizolowany beta-karoten by np. poprawić koloryt skóry czy trwałość opalenizny. Dla mnie jest to głupota- po pierwsze jest to sztuczna substancja, a po drugie, substancje aktywne mają to do siebie,że są najbardziej skuteczne w powiązaniu z innymi substancjami, które naturalnie występują obok siebie w produkcie - w tym przypadku w marchewce. Niektóre powiązania między substancjami bioaktywnymi ciągle nie są do końca poznane, ale nie zmienia to faktu, że najlepiej działają w tzw. pakiecie - czyli w postaci warzyw i owoców w całości.

Wracając do bohaterki posta, marchewki, warto zaznaczyć, że surowcem zielarskim są także nasiona, bogate w tłuszcze i olejki eteryczne a także kwiaty, które są źródłem flawonoidów i antocyjanów. Uwielbiam marchew za jej wszechstronność, ma zastosowanie nie tylko w kuchni i lecznictwie ale także w kosmetyce.

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

niedziela, 6 kwietnia 2014

Trochę o błonniku witalnym czyli na tropie babki

Jakiś czas temu, dostałam zaproszenie do przetestowania błonnika witalnego z firmy Mapa Zdrowia. Z pewnością wiele osób zetknęło się gdzieś w sieci z jego reklamą. W zasadzie niechętnie odnoszę się do suplementów, ale z racji tego, że jest on 100 % naturalny zgodziłam się i... w testowanie wkręciłam męża. W końcu starszy jest i bardziej chętny, więc czemu nie.

Błonnik witalny, który otrzymałam do testów składa się z nasion i łupin 2 odmian babki, 80% zawartości to babka płesznik (plantago psyllium) a 20% babka jajowata (plantago ovato). Rośliny z rodziny babkowatych są znane i cenione w medycynie. W zasadzie główne substancje czynne można odnaleźć we wszystkich odmianach babki, jednak różnią się nieco składem czy ilością tych substancji. Przykładowo babka płesznik (nasiona) ma zawartość około 10-12% substancji śluzowych, babka jajowata ma aż 20-25% śluzów, to sporo. Dla porównania, bardziej znana babka lancetowata ma maksymalnie 6% śluzów. Oczywiście to nie jedyne rośliny które są surowcem śluzowym, są nimi choćby nasienie kozieradki, prawoślaz, kwiat lipy czy siemię lniane. Trzeba jednak pamiętać, że charakter chemiczny śluzu jest bardzo różny, w przypadku babki płesznik i jajowatej są to głównie śluzy arabinoksylanowe.

Co znajdziemy w nasionach oprócz śluzów? Są to między innymi substancje oleiste, fitosterole, triterpeny, białka, irydoidy oraz skrobia. Źródła podają, że namoczone nasionka są wykorzystywane przy leczeniu stanów zapalnych przewodu pokarmowego. Śluzowata "forma" ma związek z ograniczonym wchłanianiem tłuszczowców i cukrów, przez co utrzymuje się prawidłowy poziom cholesterolu czy glukozy we krwi. Wyczytałam także, że w śluzach babki jajowatej znajdują się substancje działające jak prebiotyki, są więc korzystne dla mikroflory jelitowej.

         Nasionka po namoczeniu pęcznieją i śluzowacieją. Taki kisielowaty napój jest podstawą kuracji. Przyznam szczerze, że nie skosztowałam tego "czegoś". Małżonek w zasadzie bezproblemowo przyjął porcję, twierdząc, że nawet smakuje i jest lepsze od "kisielu" z siemienia lnianego. Ja nie mam porównania i pozostaje mi wierzyć mu na słowo. Kuracja błonnikiem jednak została przerwana po 2 tygodniach, ponieważ dopadła nas choroba a z nią wstręt do wszystkiego. Po tej przerwie została zakończona. Jaki efekt? W zasadzie najlepszym odzwierciedleniem byłoby zrobienie badania krwi na poziom cholesterolu przed i po kuracji. Żałuję, że choćby z ciekawości tego nie zrobiliśmy, choć w zasadzie mąż miał nie najgorsze wyniki.

        Wiem, że ludzie sięgają po tego rodzaju suplementy z różnych powodów, mają więc różne oczekiwania. Ja, a w zasadzie mąż, nie oczekiwaliśmy zbyt wiele, oboje staramy się zdrowo odżywiać, więc wydawało nam się, że żadne "wspieracze" nie są nam potrzebne. A jednak, już po kilku dniach picia błonnika niesamowicie wyregulowały się wizyty w toalecie, ku uciesze ogółu rodziny. Przyznam, że dotąd często czekaliśmy w kolejce do wc, a ja obawiałam się, że małżonek dostanie hemoroidów od tych długich "posiedzeń" (nie były to jednak zaparcia). To chyba najbardziej widoczny efekt zażywania błonnika. Nie wiem na ile przysłużył się on do poprawy odporności, bo oprócz błonnika regularnie zażywamy naturalną witaminę C.

Opakowanie starcza na miesięczną kurację, dołączona jest też miarka do lepszego odmierzania porcji. Samo opakowanie- folia z zamknięciem strunowym jest wygodne. Jedyne co mnie nieco przeraża, to cena. Zastanawiam się, skąd się ona bierze. Nasionka pochodzą z Polski i Indii, więc nie są z Chin, są pozytywnie zaopiniowane przez Główny Inspektorat Sanitarny (pochodzą z pewnego źródła i są "czyste")- może stąd taka cena? Trudno mi powiedzieć i zastanawiam się, czy wydałabym tyle na kurację.
Mimo tych dywagacji, dziękuję ( w imieniu męża rzecz jasna) za możliwość testowania produktu, a chętnych odsyłam na stronę producenta gdzie znajdują się szersze informacje. TUTAJ
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 22 marca 2014

Wiosenny leń........

No i stało się. Ogarnęło mnie wiosenne lenistwo. Zamiast tryskać energią walczę z leniem. Takim pospolitym, który czasem dopada każdego. "Odłogiem" stoją posty, głowa pęka od niezrealizowanych pomysłów.
 Do tego trzeba pracować i "prowadzić dom". Ot szara rzeczywistość. No nie taka szara, bo lada dzień, zaleje nas zieloność.

Mam nadzieję, że wiosna wciągnie mnie w swoją cudowność i szybko się odkorkuję by ponownie z przyjemnością blogować.
Wszystkim życzę samych wiosennych zachwytów i jak najmniej leniuszkowatych akcentów. Wkrótce wracam :)

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 27 lutego 2014

Przedwiosennie - "rzeżuchowy" dywanik


         W oczekiwaniu na pierwsze młode jarzynki warto się doładować czymś, co zapewni nam witaminowego kopa. Możemy się nią delektować przez okrągły rok, tym bardziej powinniśmy docenić jej zdrowotne walory. Gdy na zewnątrz jeszcze ostatnie tchnienia zimy (zaraz, zaraz...jakiej zimy ?) możemy zazielenić parapet i z energią wyczekiwać wiosny.
"Rzeżucha", bo o niej mowa, jest nie tylko tania, ale mega prosta w „uprawie”. Wystarczy namoczone nasionka wysypać na wilgotny "dywanik" z ligniny czy waty i po kilku dniach robi się zielono. Przycinanie listeczków spodoba się niejednemu maluchowi.
Tutaj muszę jednak podkreślić, że nazwa "rzeżucha" jest tylko potoczna, prawdziwa nazwa tej zdrowej roślinki to pieprzyca siewna.

To co zawierają maleńkie listeczki mogą niejednego zaskoczyć. Znajdziemy w nich antynowotworowe witaminy takie jak A, C, D, E oraz B1 czy K. To jedno z niewielu warzyw, które zawierają jod, przy niedoczynności tarczycy ma to znaczenie.
Oprócz jodu w listkach znajdują się sole minerale takie jak : potas, wapń, fosfor żelazo i siarkę. Za charakterystyczny smak odpowiada olejek gorczycowy, który ma działanie antybakteryjne i antybiotykowe.
           Pamiętajmy, że pieprzca należy do warzyw krzyżowych, które są są nieocenione  w walce z infekcjami ale przede wszystkim z chorobami nowotworowymi.
"Rzeżucha" jest doskonałą przy awitaminozie, skuteczna przy katarze, nawet przewlekłym. Poprawia przemianę materii i pracę narządów takich jak trzustka czy wątroba, jest lekko moczopędna. Poprawia wygląd włosów i paznokci, oczywiście  ze względu na siarkę.
Jak ją można wykorzystać? 
Doskonała na kanapki, może być dodatkiem do surówek, sałatek czy koktajli, można na jej bazie przygotować masło "rzeżuchowe" czy wykorzystać do posypania zupy.
Te zielone listeczki nie są wskazane w większych ilościach osobom cierpiącym na nadczynność tarczycy, ciężarnym kobietom oraz tym, którzy borykają się z chorobami nerek.
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

środa, 12 lutego 2014

Glukozynolaty na tropie czyli wiwat kapustne!


            W warzywach kapustnych i w niektórych roślinach z rodziny krzyżowych takich jak rzodkiewka, chrzan czy nasturcja, drzemią ciekawe substancje bioaktywne.

Glukozynolaty, bo o nich mowa, są odpowiedzialne za typowy ostrawy zapach brukselki, kapusty czy kalafiora, to one wyciskają łzy gdy raczymy się chrzanem czy rzodkwią.
Dzieje się tak za sprawą cząsteczek siarki, które mają w swoim składzie (podobnie jak słynne cebulowo-czosnkowe siarczki). Glukozynolaty to inaczej glikozydy olejku gorczycowego.
          Natura w sprytny sposób wykorzystuje ich specyficzną ostrość- mianowicie do obrony. Jak to się dzieje? Otóż glukozynolaty uwalniane są przez enzymy (enzym tioglukozydaza) dopiero po zniszczeniu komórek roślinnych, czyli przykładowo po siekaniu nożem, ścieraniu na tarce itp. Gąsienica która ma ochotę na kapustę, wgryzając się w liście (a więc niszcząc niejako komórki roślinne) zostaje „częstowana” ostrym olejkiem gorczycowym i...rezygnuje z posiłku.
         Człowiek wykorzystuje cudowności natury do swoich celów, okazało się bowiem, że glukozynolaty świetnie walczą z mikrobami, co więcej wszystko wskazuje na to, że są czynnikiem hamującym raka.
To właśnie z glukozynolatów, podczas siekania, krojenia i innych mechanicznych „zabiegów” powstają słynne antyrakowe związki, choćby takie jak sulforafan, izotiocjaniany, indole, tiocyjaniany i inne. Ważne jest jednak to, by regularnie spożywać produkty bogate w te związki. Dowiedziono, że stała obecność glukozynolatów w krwiobiegu jest najkorzystniejsza, wówczas związki te szybciej rozprawiają się z kancerogenami, czyli substancjami rakotwórczymi.
       Do czego możemy jeszcze wykorzystać ostre substancje powstające podczas „rozkładu” glukozynolatów? Zjadając chrzan, rzodkiewkę czy gorczycę podczas przeziębienia, wzmaga się mocno łzawienie, ślinienie- co jest korzystne, gdyż wzrasta też produkcja śluzu. Dzięki temu, mamy ułatwione odkaszlenie a dodatkowo korzystamy z antybakteryjnego czy antywirusowego działania tych związków. Dowiedziono nawet, że związki zawarte w chrzanie i nasturcji są skuteczne także podczas infekcji dróg moczowych.
       Wychwalając kapustne, trzeba przypomnieć, że ich nadmiar nie wszystkim służy (nadmiar oznacza porządne, codzienne porcje kapusty). Przy niedoborze jodu, mogą przyczynić się do powstania wola, za sprawą pewnych substancji powstających przy rozkładzie glukozynolatów (goitryny).
Innym „efektem ubocznym” mogą być gazy, ale z nimi można sobie radzić nie żałując sobie kminku czy czosnku.
Na koniec rada praktyczna, chcąc rzeczywiście korzystać z dobroczynnego działania glukozynolatów, trzeba pokochać surówki czy prasowanki. Wówczas unikniemy "uciekania" do wody tych związków, co ma miejsce podczas gotowania, zwłaszcza długiego. W ostateczności możemy dusić warzywa w małej ilości wody, byleby niezbyt długo.
Na koniec krótka lista warzyw szczególnie bogatych w glukozynolaty, na niektóre trzeba niestety nieco poczekać, oczywiście  w zimie także można je dorwać. Są to: kapusta (chińska, biała, czerwona, włoska), kalafior, brokuł, chrzan, rzodkiewka, rzodkiew, kalarepa, jarmuż, brukselka a z innych, także wspomniana nasturcja.
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Niebanalny jogurt naturalny

        No muszę się pochwalić. Od jakiegoś czasu mam regularną dostawę świeżego naturalnego jogurtu. Wszystko za sprawą męża, który doskonale robi domowy jogurt :).

Jak zrobić zdrowy domowy jogurt naturalny?

 Przepis jest bardzo prosty, wystarczy tłuste mleko i niewiele dobrego naturalnego jogurtu do "zaszczepienia" mleka. Mówiąc dobry jogurt, mam na myśli taki z kilkoma szczepami bakteryjnymi (żywymi!), bez cukru, mleka w proszku i innych dodatków. Nie nadaje się jogurt terminizowany czy pasteryzowany. Na litr mleka wystarczy pół opakowania małego jogurtu, można też użyć saszetki z bakteriami, które można kupić w internecie.

       Mleko (pasteryzowanego nie trzeba zagotowywać) podgrzewany do temp. około 45-50 stopni a następnie dodajemy jogurt i całość mieszamy. Przekładamy do szklanego czystego słoja, zakręcamy i odkładamy w ciepłe miejsce np. koło kaloryfera, pieca. Można użyć termos (ze szklanym wkładem najlepszy). Na rynku są także dostępne specjalne jogurtownice. Teraz pozostaje nam poczekać, starać się nie ruszać słoja.

        Po 6-7 godzinach sprawdzamy czy jogurt osiągnął prawidłową gęstość (przechylamy lekko słój, jogurt powinien niemal "stać" , być gęsty), jeśli tak, przekładamy do lodówki by zahamować dalszą fermentację. W termosie proces fermentacji przebiega szybciej, mniej więcej 5-6 godzin powinno wystarczyć.

       Jeśli jogurt wyszedł zbyt kwaśny, oznacza to, że prawdopodobnie fermentacja trwała zbyt długo. Nasz jogurt zazwyczaj wychodzi śmietankowo - kremowy, o lekko kwaśnej nucie - idealny. Możemy potem oczywiście dołożyć ulubione dodatki smakowe np. miksowane owoce, miód, otręby, zarodki - jak kto woli. Kolejne jogurty można robić używając powstałego jogurtu do "szczepienia" mleka, jednak trzeba zadbać o to, by co jakiś czas kupować nowy jogurt.

Dlaczego warto jeść jogurt naturalny?

       Podstawową substancją bioaktywną zawartą w jogurcie są bakterie kwasu mlekowego. Mają one korzystny wpływ na florę jelit, przykładowo hamują rozwój zarazków chorobotwórczych (skutecznie leczą biegunkę). Wspomagają trawienie laktozy - cukru mlekowego, dlatego też, osoby które nie tolerują laktozy w mleku, z powodzeniem mogą jadać produkty fermentacji mlekowej. Dzięki bakteriom kwasu mlekowego wzmaga się produkcja przeciwciał, dzięki czemu system immunologiczny zaczyna pracować na wyższych obrotach ( szczególnie jogurty zawierające szczepy  Lactobacillus bulgaricus i Streptococcus termophilus)

Udowodniono także, że bakterie kwasu mlekowego są pomocne w walce z rakiem (szczególnie Lactobacillus acidophilus). Wiążą w jelitach kancerogeny unieszkodliwiając je. Rola bakterii w profilaktyce antynowotworowej, poddawana jest ciągłym badaniom. Jogurt to także źrodło wapnia, potasu, fosforu czy magnezu a także witamin z grupy B.

      Trzeba też pamiętać, że bakterie kwasu mlekowego używane są do produkcji innych zdrowych smakołyków, takich jak zsiadłe mleko, kefir, twaróg, kapusta kiszona, ogórki kiszone czy chleb na zakwasie.
      Jogurt naturalny można z powodzeniem wykorzystać w naturalnej kosmetyce.
Przepis na jogurtową maseczkę znajdziecie na blogu Naturalnie Piękna .
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

środa, 22 stycznia 2014

Zdrowsze oblicze makaronu...


Wprowadzając zdrowe nawyki do naszej rodzinnej diety, prawie zupełnie pozbyliśmy się zwykłego makaronu  (choć rosół pozostał tylko i wyłącznie z tradycyjnym makaronem) na rzecz zdrowszej jego wersji.
Ponieważ dzieciaki lubią pałaszować nawet sam makaron bez dodatków, zaczęliśmy kupować różne jego rodzaje.

Dla przypomnienia, makaron razowy powstaje na bazie mąki pozyskanej z jednokrotnego przemiału oczyszczonego ziarna. Mianem pełnoziarnistego określamy także produkty, które powstają z tzw. mąk wyciągowych, wzbogacane o pozostałe części ziarnika, jednak w takich proporcjach, jakby były z całego ziarna, powinny zawierać więc okrywę owocowo - nasienną, bielmo i zarodek.

Zdarza się, że producent nazywa swój produkt pełnoziarnisty, ale jego skład chemiczny odbiega od rzeczywistego składu ziarna - np. oprócz mąki wysoko wyciągowej zawiera dużo otrąb a więc zbyt dużo błonnika. Taki makaron w gruncie rzeczy nie zasługuje na nazwę pełnoziarnistego.

     Dobre makarony pełnoziarniste są źródłem białka, bogate są w błonnik ( zawierający także nierozpuszczalne frakcje) węglowodany złożone, witaminy z grupy B, cynk, żelazo, fosfor, magnez, mangan.

         Przeglądając sklepy tradycyjne i internetowe, mogę powiedzieć, że jest w czym wybierać. Wszelkie kształty, przeróżne mąki użyte do wyrobu makaronów...
Oczywiście również osoby na diecie bezglutenowej znajdą coś dla siebie, makarony dostępne są zarówno w wersji jajecznej jak i bez jajek, choć zdecydowanie więcej jest makaronów razowych bez dodatku jajek.
Na naszym rynku znajdziemy przede wszystkim makarony razowe:
żytnie
pszenne
orkiszowe (odmiana pszenicy)
z ryżu brązowego i czarnego
gryczane
owsiane
jęczmienne
z dodatkiem mąki jaglanej
makarony mieszane (wielozbożowe)
ale także nieco inne takie jak  kukurydziane czy sojowe.

Smak, wygląd ale i także walory zdrowotne podnoszą dodatki. Najpopularniejsze to
suszone warzywa takie jak szpinak,  pomidory, bataty, dynia, pokrzywa, otręby, wakame, bazylia, czosnek, bakłażan, quinoa i inne.

Jaki jest Wasz ulubiony makron?








Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 16 stycznia 2014

Garam Masala

Ot zwykła przyprawa, wywodząca się z Indii. Oferuje nam szczyptę orientu, kusząc niezwykłym aromatem. W naszym domu doskonale się sprawdza w towarzystwie duszonych warzyw  z ryżem naturalnym bądź kaszami. Stosuje się ją także do mięs i inych potraw.
Świadomość tego, że szczypta przyprawy to także szczypta zdrowia, zdecydowanie poprawie mi nie tylko smak ale i humor.

      Tradycyjne Garam Masala, zwana czasem "pikantną" lub "gorącą"  jest mieszaniną zmielonych, uprzednio prażonych przypraw. Zazwyczaj są to : kolendra, pieprz, kminek, cynamon, liść laurowy, gałka muszkatołowa, kardamon, goździk, czasami w mieszankach pojawia się kozieradka, anyż, chili oraz nasiona kopru.

W sklepach dostępna jest gotowa mieszanka (nawet wersja eko) ale można sobie samemu przygotować w domu, dodając uprażone przyprawy w ulubionych proporcjach.
A co takiego zdrowego "siedzi" w tej przyprawie?
Oto szczypta informacji:

cynamon - zawiera olejek cynamonowy który działa przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczo, jest też przeciwzapalny, ma działanie przeciwzakrzepowe, pomaga kontrolować poziom cukru we krwi, wzmaga trawienie oraz przyswajanie składników pokarmowych;

kminek - stymuluje trawienie, łagodzi nudności, działa wiatropędnie, przeciwzakrzepowo i przeciwbakteryjnie, bogaty w przeciwutleniacze;

kolendra - pomaga kontrolować poziom cukru, wpływa na obniżenie poziomu cholesterolu, stymuluje trawienie, lekko moczopędnie;

pieprz - działa immunostymulująco, zawiera piperynę- przeciwutleniacz, zwiększa zdolność organizmu do wchłaniania witamin i minerałów,
jest czynnikiem przeciwzakrzepowym, wspomaga wydalanie śluzu z dróg oddechowych;

kardamon - poprawia trawienie, krążenie (także mózgowe), wykazuje właściwości przeciwbólowe, jest antybakteryjny, antygrzybiczny, detoksykacyjny,
przynosi ulgę w zgadze, zmniejsza tworzenie się skrzepów, obniża ciśnienie;

goździki - mają właściwości oczyszczające, wspierają system immunologiczny, działają przeciwpasożytniczo, przeciwgrzybiczo i antybakteryjnie.
Składniki zawarte w goździkach mają działanie odkażające i znieczulające (stąd uważa się, że goździki zmniejszają ból zębów), podobnie jak cynamon, obniżają poziom cukru we krwi;

liść laurowy- pobudza krążenie krwi, poprawia trawienie i przyswajanie składników pokarmowych, wykazuje działanie antybakteryjne i przeciwgrzybicze,
działa ochronnie na wątrobę, żółciopędnie, pomocny w cukrzycy;

gałka muszkatołowa- ma działanie rozkurczowe, przeciwbakteryjne, wpływa korzystnie na żołądek ;

Pamiętajmy, że kobiety będące w ciąży powinny stosować tego typu przyprawy bardzo ostrożnie bądź ich unikać, choćby ze względu na samą gałkę muszkatołową. Najbezpieczniejsze w tym czasie są jednak przyprawy typowo ziołowe.

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

niedziela, 12 stycznia 2014

Witaminowi giganci- witamina B2

WITAMINA B2 (ryboflawina, owoflawina, laktoflawina) jest witaminą szczególnie wrażliwą na światło, nie niszczy jej jednak gotowanie, jest również witaminą rozpuszczalną w wodzie. Organizm nie  potrafi jej gromadzić, dlatego też trzeba dostarczać ją w diecie.

Jaka jest jej rola?
W organizmie bierze udział w przemianie tłuszczy, białek i węglowodanów. Ważna jest jej rola w utlenianiu biologicznym ale także w procesie widzenia i rozrodczości. Zapotrzebowanie na tę witaminę wzrasta wraz ze zwiększonym zapotrzebowaniem energetycznym organizmu, np. w okresie intensywnego wzrostu czy też przy wysiłku fizycznym bądź stresie.
Dzięki niej skóra , włosy i paznokcie zachowują zdrowy wygląd.
Ryboflawina poprawia przemianę materii, wpływa też regulująco na czynności ośrodkowego układu nerwowego ale także gruczołów wydzielniczych żołądka i jelit. Witamina B2  ma także związek z procesami pamięciowymi zachodzącymi w mózgu.
Najkorzystniej działa w towarzystwie innych witamin z grupy B. Razem z biotyną (witamina H) przyczynia się do zachowania zdrowej skóry.
Tytoń, alkohol i niektóre leki (np.antydepresyjne, sulfonamidy) obniżają działanie ryboflawiny.
Brak tej witaminy może być przyczyną opóźnionego rozwoju umysłowego ale także i wzrostu. Niekorzystnie odbija się też na zmiany w obrębie jamy ustnej, skóry np. pękanie warg, łuszczenie się skóry.

Naturalne źródła witaminy B2: (zawartość witaminy w 100 gramach produktu)

produkty zbożowe, ziarna ,pestki
chleb żytni pełnoziarnisty ok. 0,170 mg
kasza jaglana ok. 0,380 mg
kasza gryczana ok 0,125 mg
migdały ok. 0,780 mg
pistacje ok. 0,170 mg
orzechy arachidowe ok. 0,130 mg
pestki dyni ok. 0,320 mg
słonecznik -nasiona ok. 0,260 mg

warzywa :
brokuły 0o. 0,120 mg
brukselka ok. 0,160 mg
fasola ok. 0,230 mg
groch ok. 0,280 mg
jarmuż ok. 0,200 mg
kapusta włoska ok. 0,260 mg
liść pietruszki ok. 0,280 mg
soczewica czerwona ok. 0,440 mg
szpinak ok. 0,190 mg

pieczarki ok. 0,590 mg
drożdże

owoce:
awokado ok. 0,120 mg
banan ok. 0,100 mg
poziomki ok. 0,070 mg

nabiał:
jajka całe ok 0,540 mg (samo żółtko 0,800 mg)
mleko ok 0,170 mg
jogurt naturalny ok. o, 215 mg
sery od ok. 0,300 do ok 0,590 mg (cheddar)
sery twarogowe ok. 0,400 mg

mięso i ryby
makrela ok. 0,330 mg
łosoś ok 0,170 mg
morszczuk ok. 0,200 mg
cielęcina ok. 0,400 mg
schab ok 0,190 g
szynka wieprzowa ok. 0,240 mg
polędwica wołowa ok. 0,250 mg
pierś drobiowa ok. 0,150 mg
wątroba ok. 2,700 -3,300 mg (w zależności od rodzaju)

zioła i rośliny dziko rosnące
mniszek lekarski
owoce róży
szczypiorek


Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 4 stycznia 2014

Zbożowe inspiracje- zarodki

W poszukiwaniu naturalnego źródła witamin i mikroelementów, warto zatrzymać się na chwilę przy produktach zbożowych. Ziarna mają w sobie coś bardzo cennego, co z powodzeniem możemy wykorzystać w diecie, zwłaszcza, jeśli zależy nam na naturalnych produktach.

Odkrycie zarodków jako wspaniałego dodatku do wielu potraw nie jest może wydarzeniem epokowym, ale dla mnie znaczącym. Zarodki stanowią u nas bazę do przygotowania "zbożowego" mas la dla dzieci. Wykonanie takiego mazidła jest mega proste - wystarczy po prostu wymieszać zarodki zbożowe z miękkim masłem, w dowolnej proporcji. Tym zbożowym masełkiem smarujemy kanapki by je nieco "uzdrowić". Zawsze przygotowujemy świeżą porcje na bieżąco, dodam, że eksperymentuję też z innymi dodatkami, z pestkami i nasionami.

 Oczywiście zarodki można dodawać gdziekolwiek - do jogurtów, zup, past, sałatek czy wypieków. W sklepach dostępne są zarodki stabilizowane lub prażone. Te drugie zyskują nieco na smaku - są bardziej orzechowe ale trzeba pamiętać, że obróbka termiczna przyczynia się jednak do straty niektórych składników odżywczych.

    Nasuwa się pytanie, dlaczego "odrzuca" się zarodki z popularnych z innych produktów zbożowych, skoro są tak cenne? W zasadzie chodzi tu o trwałość tych produktów. W zarodkach znajdują się tłuszcze (kwasy tłuszczowe), które szybko jełczeją, proces ten przyspiesza psucie się produktu. Stąd w sklepach znajdują się zarodki stabilizowane, które mają przedłużoną trwałość.

Co powinniśmy wiedzieć o zarodkach?

Zarodki są tą częścią ziarna, z której mają wyrosnąć kiełki. Wiadomo, że do tego procesu potrzebne są przeróżne substancje odżywcze. Znajdziemy więc tu wiele cennych skarbów. Przede wszystkim jest tu bardzo dużo witamin z grupy B: tiamina (witamina B1), ryboflawina (witamina B2), kwas pantotenowy (witamina B5), witamina B oraz kwas foliowy i witamina E.

Warto zwrócić uwagę na bardzo dużą zawartość manganu w zarodkach, jest tu także dużo selenu, cynku i fosforu a także miedzi , magnezu, żelaza i potasu. Ze względu na bardzo dużą zawartość manganu, zarodki poleca się kobietom planującym ciążę, niedobór tego pierwiastka może być przyczyna bezpłodności. Mangan ponadto jest składnikiem enzymów niezbędnych do syntezy białek czy kwasów tłuszczowych, uczestniczy też w przemianach cholesterolu i reguluje wiele procesów w naszym organizmie.
Zarodki to nie tylko źródło witamin i minerałów, zawierają one cenne białko, węglowodany (stąd ich słodkawy smak), błonnik i kwasy tłuszczowe w korzystnych proporcjach ( wielonienasycone, nasycone i jednonienasycone).

    Chodź zarodki są bardzo zdrowe, nie powinniśmy przesadzać z ich ilością, zwłaszcza w przypadku dzieci, które nie potrzebują tak dużo błonnika jak dorośli.W przypadku dzieci wystarczą 2 łyżki zarodków dziennie, dorośli mogą zażywać ok 5 łyżek zarodków.

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...