czwartek, 19 listopada 2015

Patelnia wielofunkcyjna

Patelnia to wyposażenie każdej kuchni. Używamy ją do przygotowywania dań z mięsa i ryb oraz warzyw i owoców. Dlatego to urządzenie wielofunkcyjne i ciekawa alternatywa dla przygotowywania wielu potraw. Patelnię można też włożyć do piekarnika, aby upiec smaczne i zdrowe danie.


Potrójne działanie

Na patelni smażymy, dusimy i pieczemy różne produkty, głównie mięso, które jest jednym z podstawowych składników dań obiadowych. Jednak nie każde przygotowywanie mięsa jest korzystne dla zdrowia i samopoczucia.

Najmniej zdrowe jest smażenia mięsa, chociaż szybkie, smaczne i popularne. Kiedy smażymy na tłuszczu, zostaje on potem wchłonięty przez mięso, przez co staje się bardziej kaloryczne, ciężkostrawne i mniej zdrowe. Podczas smażenia zmniejsza się także jego wartość odżywcza, ponieważ traci wiele witamin i innych składników odżywczych. Możliwe jest także smażenie beztłuszczowe, kiedy wybierzemy odpowiednią patelnię.

Lepsze od smażenia jest pieczenia mięsa, ponieważ ma niepowtarzalny zapach i smak oraz nie jest tak tłuste jak smażone. Jego obróbka nie wymaga tłuszczu, ale jest dłuższa. Natomiast w przypadku duszenia na patelni, gotuje się go w niewielkiej ilości wody pod przykryciem z dodatkiem tłuszczu, a więc to połączenie smażenia i gotowania. Zawsze można zrezygnować z obsmażania, dzięki czemu potrwa będzie zdrowsza. Poza tym z mięsem warto dusić również warzywa, dzięki czemu danie będzie bogatsze w składniki odżywcze i lepsze w smaku.

Patelnia do pieczenia

Patelnia jest wielofunkcyjna, a zatem praktyczna. Wykorzystamy ją nie tylko do pieczenia mięsa, ale także do smażenia i duszenia mięsa i warzyw.
Nie musimy kupować dodatkowego naczynia żaroodpornego, aby upiec mięso w piekarniku, bo wykorzystamy do tego patelnię. Dzięki temu zaoszczędzamy pieniądze i miejsce w szafce na dodatkowe sprzęty kuchenne. Poza tym, jeżeli wybierzemy odpowiedni model, to posłuży nam przez wiele lat. Coraz popularniejsze stają się dotychczas mało znane typy patelni, jak choćby patelnia granitowa. Patelnia do piekarnika może być także doskonałym prezentem dla osoby, która uwielbia gotować oraz amatora zdrowego odżywiania, ponieważ możemy na niej także smażyć bez dodatku tłuszczu, np. na żeliwnej patelni grillowej.

Podczas wyboru patelni do piekarnika, trzeba wziąć pod uwagę 3 rzeczy: materiał wykonania, jej rozmiar i rączką. Rączka musi być wykonana z materiału odpornego na działanie wysokiej temperatury, najlepiej z takiego samego co cała patelnia. Rączka może być też silikonowa (do 230 stopni). Ewentualnie możemy kupić taką z odczepianym uchwytem.

Musimy także wziąć pod uwagę, czy patelnia zmieści się w piekarniku w zależności od tego, czy ma rączkę, czy posiada odpinaną. Sama patelnia może być wykonana z aluminium, stali nierdzewnej lub z żeliwa. Najbardziej odporna i wytrzymała na wysoką temperaturę do 260 stopni jest patelnia ze stali nierdzewnej. Wytrzymałe są również żeliwne (do 220 stopni), ale wymagają mycia bez detergentów i wycierania od razu po umyciu. Natomiast aluminiowe wytrzymują do 180 stopni i lepiej nadają się do podgrzewania potraw w piekarniku. Jeśli nie mamy pewności, czy daną patelnię możemy wkładać do piekarnika, warto sprawdzić, czy jej producent oferuje taką możliwość.
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

środa, 11 listopada 2015

Blogerzy wydają książki kulinarne :)

           Na rynku coraz częściej pojawiają się wydawnictwa inspirowane blogami, a dokładniej mówiąc, książki których autorami są blogerzy kulinarni. Choć zazwyczaj korzystam z przepisów prosto z sieci, lubię czasem tradycyjne książki, uwielbiam dotykać ich strony, wąchać i zachwycać się zdjęciami. Poniżej mały przegląd księgarskiego rynku, sama mam ochotę skusić się na któreś wydawnictwo. Znacie? Polecacie?

http://webep1.com/Zobacz/To?a=683&mp=521&r=L3B5c3puZS1jaHdhc3R5LHAsMTk5NDgx0&aff=2


1) "PYSZNE CHWASTY"
 Autor : Małgorzata Kalemba-Drożdż
Blog " Trochę inna cukiernia "  link do bloga : KLIK
Książkę można kupić tutaj: KLIK

http://www.matras.pl/zielenina-na-talerzu-wegetariansko-sezonowo-lokalnie,p,238331
                                



                                         2) "ZIELENINA NA TALERZU"
                               Autor : Magdalena Cielenga-Wiaterek
                                    Blog : "Zielenina" link do bloga: KLIK
                                           Książkę można kupić tutaj : KLIK







http://www.matras.pl/qmam-kasze-czyli-powrot-do-korzeni,p,240790

3) "QMAM KASZE czyli powrót do korzeni "
Autor:  Maia Sobczak
Blog: "Qmam kasze" link do bloga : KLIK
Książkę można kupić tutaj : KLIK









http://webep1.com/Zobacz/To?a=683&mp=521&r=L2phZGxvbm9taWEta3VjaG5pYS1yb3NsaW5uYS0xMDAtcHJ6ZXBpc293LW5pZS10eWxrby1kbGEtd2VnYW4scCwyMDc3MDg1&aff=2




                     4) "JADŁONOMIA"
                        Autor : Marta Dymek
                           Blog : "Jadłonomia" link do bloga : KLIK
                              Książkę można kupić tutaj : KLIK








http://webep1.com/Zobacz/To?a=683&mp=521&r=L2tpcGkta2FzemEscCwyMzAyMzI1&aff=2

5) "KIPI KASZA"
 Autorzy: Paweł Łukasik i Grzegorz Targosz
Blog : "Gotowanie z pasją" link do bloga: KLIK
Książkę można kupić tutaj : KLIK 









http://webep1.com/Zobacz/To?a=683&mp=521&r=L2ZhY2V0LWkta3VjaG5pYS1zbWFjem5pZS1rcmVhdHl3bmllLWktYmV6LWdsdXRlbnUscCwyMzU4NTQ1&aff=2
                                           

                                                    6) "FACET I KUCHNIA"
                                                    Autor: Szymon Kubicki
                              Blog : "Facet i kuchnia" link do bloga : KLIK
                                     Książkę można kupić tutaj : KLIK
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

niedziela, 11 października 2015

Jej wysokość dynia- co dla zdrowia poczynia

   
  Dla mnie to prawdziwa królowa jesieni. Całą rodziną czekamy na możliwość przygotowania ulubionej zupy dyniowej i marzmy o tym, by mieć ogromną zamrażalkę, w której na czas letni czekałyby na nas pokrojone kawałeczki tego wspaniałego warzywa. Dziwię się, że dynia tak rzadko trafia do szkolnej stołówki, jest przecież łatwo dostępna, tania i łatwa w przygotowaniu, no i rzecz jasna zdrowa.

Odmian dyni jest bardzo wiele, różnią się one nie tylko wielkością (rekordzistka miała ponad 800 kg!), kolorem, kształtem ale także smakiem, trzeba o tym pamiętać. Nie miałam okazji niestety skosztować zbyt wielu odmian dyni, jednak do tej pory moją ulubioną jest Hokkaido, jest niewielka- w sam raz na jedną zupę, mocno pomarańczowa (bogactwo karotenoidów) i smaczna, poza tym bardzo popularna.

     Jeśli już mowa o karotenoidach to dla przypomnienia, dynia jest bogata w beta i alfa-karoten, luteinę i zeaksantynę. Jest pełna witamin i minerałów takich jak : potas, wapń, fosfor, cynk, miedź, mangan, witaminy z grupy B (głównie B1, B2, B5), wspomniana prowitamina A (karoten), wit.E, C. Jest zasobna w błonnik i białko. Mowa tu oczywiście o dyniowym miąższu, gdyż pestki dyni, ze względu na swój fenomenalny skład, zasługują zdecydowanie na osobny wpis. Jedzenie dyni wspomaga odporność i pozwala odkwasić organizm, sprzyja wydalaniu toksyn, korzystnie działa na nerki i układ moczowy.

           Ze względu na zawarte w dyni karotenoidy, dynia jest zalecana osobom z osłabionym wzrokiem, wspomaga widzenie o zmierzchu, ponadto poprawie ulega kondycja skóry. Od lat potwierdzono, że jedzenie tego warzywa (choć z biologicznego punktu widzenia to owoc jagodowy!) wspomaga obniżenie cholesterolu, ze względu na różnorodność antyoksydantów wykazuje także aktywność biologiczną w walce z nowotworami.

 Dynia jest niskokaloryczna ale ma raczej wysoki indeks glikemiczny, dlatego też warto łączyć ją z produktami o niskim IG.

    Sposobów na przygotowanie dyni jest tak wiele ile mamy pomysłów.

Można ją piec, zapiekać, dusić, marynować, miksować, jeść na surowo- jak kto woli. Moje dzieci uwielbiały mus dyniowo jabłkowy zamiast kupnych słoiczków typu gerber, dodawałam też dynię do pierwszych zupek, dodam jednak, że miałam dynię z pewnego źródła od lokalnego rolnika, który nie stosował w uprawie żadnego "badziewia". Na szczęście jednak, dynia w porównaniu do marchwi wiąże mniej azotanów z gleby więc pod tym względem jest na pewno lepsza.    

 Pamiętajmy by do potraw z dyni dodać odrobinkę tłuszczu, by wzmocnić potencjał zdrowotny składników bioaktywnych i pozwolić na rozpuszczenie się witamin. A! dynia jest też używana w naturalnej kosmetyce, można sobie zafundować choćby dyniową kąpiel, ja niestety jestem posiadaczką prysznica zamiast wanny, więc mogę sobie zrobić jedynie jakąś maseczkę. Czy Wy także kochacie dynie? :)
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

piątek, 2 października 2015

Czy ja polubię chia?

O chia słyszał niemal każdy kto interesuje się zdrowym odżywianiem. Roślina, a w zasadzie jej nasiona, znane Aztekom niemal od zawsze, wypłynęła na medialne wody, ukazując się jako superfood. Z natury opieram się takim nowinkom, bo wiem, że siła reklamy nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością. No cóż, promocja w jednym z marketów, "zmusiła" mnie do  tej dietetycznej konfrontacji.

             Nasionka pochodzą z rośliny spoza naszego klimatu- jest nią szałwia hiszpańska. Zawierają spore ilości kwasów Omega -3, co zdaje się być ważną informacją, choć należy zaznaczyć, że w skład wchodzi głównie kwas alfa-linolenowy (ALA), zawierają także Omega-6, ponoć w korzystnych proporcjach (3:1).
Nasionka obfitują w łatwo przyswajalne białko a także rozpuszczany błonnik, który reguluje przemianę materii, nasionka pęczniejąc w żołądku, zapewniają uczucie sytości i stają się przez to sprzymierzeńcem osób odchudzających się.

            Chia to cenne źródło witamin i minerałów, zwłaszcza witamin z grupy B, E, wapnia, żelaza, magnezu, cynku, potasu czy fosforu. Oczywiście w porównaniu do innych produktów (dane na 100 gram) zawierają więcej minerałów, ale nikt nie zje przecież takiej ilości nasion, więc mówienie o tym, że w chia jest więcej wapnia niż mleku czy żelaza niż w szpinaku, jest lekkim nadużyciem. Pamiętajmy, że nasionka nie są pokarmem samym w sobie lecz dodatkiem, aczkolwiek bardzo zdrowym. Gdzieś przeczytałam, że dzienne spożycie chia nie powinno przekraczać 2 łyżek nasionek- dawka dla dorosłego. dzieci znacznie mniej. Wróćmy jednak do nasionek. Zaobserwowano, że regularne spożywanie nasionek zmniejsza wchłanianie cukru i spowalnia trawienie węglowodanów. Dzięki temu, że wchłaniają wodę (kilkukrotnie wzrasta ich objętość) , przyczyniają się do nawodnienia organizmu.

    Podobnie jak siemię lniane chia są zasobne w lignany, które są cennymi flawonoidami ze względu na
swoją moc antyutleniającą, działanie antynowotworowe (głównie zapobiega nowotworom o podłożu hormonalnym). Siemię lniane zawiera jednak zdecydowanie więcej lignanów. Skoro porównujemy siemię lniane z chia, warto podkreślić, że chia zawiera więcej wapnia i żelaza. Oba ziarenka są zdrowe, siemię dodatkowo trzeba zmielić przed spożyciem by w pełni wykorzystać jego zdrowotną moc. Chia jest droższe od lnu ale jego cena spadła, odkąd stało się bardziej powszechne. Czy polubię chia? Myslę, że w pierwszej kolejności wybiorę to co nasze, czyli siemię lniane, choć chia pewnie zagości w moim koktajlu od czasu do czasu.

Jak stosować chia?

jako dodatek do koktajli, naleśników, omletów, jogurtu, wypieków, kaszy, sałatek itp.
można z nich przygotować pudding (np. na bazie mleka kokosowego lub innego)
jako zagęstnik do sosów, zup.

Nasionka chia można w bardzo korzystnej cenie kupić  TUTAJ
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

poniedziałek, 21 września 2015

Kiedy widzę słodycze to kwiczę- czym zastąpić cukier?

   
O tym, że cukier szkodzi wie chyba każdy, ale mało kto przyzna się do tego, że popadł w małe uzależnienie i słodkie "co nie co" na stale gości w jego domu. No cóż, przyznam, że ja też lubię czasem przekąsić coś słodkiego ale bronię się rękami i nogami przed używaniem cukru, co więcej, u mnie słodkie nie oznacza z dodatkiem cukru przemysłowego, bo cukier można zastąpić czymś zdrowszym.

       Żeby rozgromić "wroga" trzeba go nieco poznać- więc w skrócie o tym, co zawdzięczamy białym, słodkim kryształkom. Cukier przyczynia się nie tylko do rozwoju takich chorób jak cukrzyca czy inne choroby metaboliczne, jest odpowiedzialny za rozwijającą się falę otyłości. Co więcej, cukier uzależnia (jest neurotoksyną)! zbadano reakcje mózgu po spożyciu cukru i zaobserwowano, że cukier uzależnia silniej niż kokaina. O tym nie zawsze się mówi, bo wiadomo, biznes spożywczy kręci się między innymi na cukrze!

  Cukier dosłownie usypia naszą odporność, bezpośrednio po jego spożyciu, białe ciałka mają ograniczoną aktywność immunologiczną. Dodatkowo zakwasza organizm, który musi wyrównywać równowagę, zubożając nas przy okazji o niektóre minerały ( te które są alkalizujące). Cukier staje się pożywką dla grzybów (candidia), fermentuje w jelitach, sprzyja nowotworom.
To oczywiście nie wszystko, cukier podnosi poziom trójglicerydów, sprzyja występowaniu ataku kamicy żółciowej.

       O dziwo, doszukałam się "pozytywnego" działania cukru, niewielkie jego dawki są pomocne w stanach stresowych i jest substancją pokarmową tłumiącą niepokój i działającą przeciwdepresyjnie (zupełnie jak narkotyk- zastanówmy się nad tym faktem). Dla mnie to dziwactwo, bo w ten sposób można pomyśleć, że słodycze są najlepsze na chandrę i codzienne stresy. Prawda jest taka, że to działanie przypisuje się węglowodanom jako takim, a węglowodany to nie tylko sacharoza (cukier), to także naturalnie występujące cukry takie jak glukoza czy fruktoza a także węglowodany złożone. Stresy można więc zajadać pokarmami bogatymi w węglowodany złożone- produkty pełnoziarniste, strączkowe bądź suszonymi owocami, które choć zawierają cukry proste, są zdecydowanie lepsze od słodkości na poprawę nastroju.

Łasuchy mają jednak problem, bo czym tu słodzić skoro cukier to świństwo. Najlepiej nie słodzić ale łatwo się mówi. Gorąco polecam stopniowy (tak, stopniowy) odwyk od cukru a dla tych, którzy nie wyobrażają sobie okresu przejściowego bez słodkości, mały przegląd zdrowszych, słodkich zamienników cukru - z pominięciem słodzików bo są równie niezdrowe. Oto lista : (kolejność przypadkowa).

ksylitol- pozyskiwany głównie z drzewa brzozy ale także z kukurydzy (czytajmy etykiety!!) ma niski indeks glikemiczny i mniej kalorii od sacharozy, działa przeciwpróchniczo, zwiększa przyswajanie wapnia, odporny na temperaturę ale nie nadaje się do galaretek (nie tężeją). Zdecydowanie nie można go nadużywać, może wówczas wywoływać biegunkę- gdyż łatwo wiąże wodę w jelitach. Proces produkcji, pozyskania ksylitolu jest dla mnie niezbyt "naturalny" i kojarzy się z mega chemicznym laboratorium- sama ksylitolu nie używam. Ksylitol kukurydziany jest tańszy, produkowany metodą mikrobiologiczną. Bardzo ciekawe rzeczy o ksylitolu można poczytać tutaj- polecam!

erytrytol- znacznie mniej kaloryczny od ksylitolu (oba należą do tej samej grupy tzw. polioli) i też mniej znany a za to zdrowszy. Ma mniej słodki smak od cukru ale w przeciwieństwie do ksylitolu nie wywołuje efektu przeczyszczającego. Również nie wpływa na rozwój próchnicy, dodatkowo nie powoduje skoków insuliny. Proces produkcji erytrytolu w porównaniu do ksylitolu jest bardziej "normalny", polega głównie na fermentowaniu glukozy przez drożdżaki.

stewia- nie mam tu na myśli tabletek ze stewii, które są mocno przetworzone i bez walorów zdrowotnych, tylko naturalnie zmielone na proszek listki tej rośliny. Słodki smak- z dość charakterystycznym posmakiem, mi osobiście nie odpowiada, choć to być może kwestia przyzwyczajenia. Stewia jest dużo, dużo słodsza od cukru, ma ponoć działanie przeciwgrzybicze i bakteriobójcze, bogata w minerały, witaminy i antyoksydanty.

melasa - produkt uboczny powstały przy produkcji cukru kryształowego, zawiera minerały i jest słodkim gęstym syropem, można użyć do ciast, deserów i nie tylko. Melasa może być zarówno trzcinowa, buraczana ale także karobowa (mączka chleba świętojańskiego). W zależności od tego, z czego pochodzi zawiera składniki mineralne (m.in. żelazo), aminokwasy, witaminy.

lukrecja- nośnikiem słodkiego smaku jest zawarty w korzeniu lukrecji kwas glicyryzynowy, ma lekko anyżkowy posmak. Uzyskany z niego czarny syrop jest bogaty w wtórne substancje roślinne, ma działanie przeciwzapalne, wzmacniające.
Lukrecja nie jest zalecana osobom z wysokim ciśnieniem (podnosi jest) ani kobietom w ciąży czy osobom cierpiącym na niewydolność nerek.

miód- jako naturalna słodycz używany od lat, jest co prawda kaloryczny ale ma działanie prozdrowotne, zawiera nie tylko minerały ale także enzymy, kwasy organiczne. Słodkość zależy od tego z czego miód jest zrobiony, najsłodszy jest rzepakowy.

daktyle- namoczone a następnie zmiksowane daktyle doskonale nadają się do ciasta czy deserów, są oczywiście kaloryczne ale niosą ze sobą dodatkowe składniki- minerały, witaminy, błonnik, karoteny, białko czy tłuszcze.

syrop klonowy- popularny nie tylko w Kanadzie ale i w Stanach Zjednoczonych, pozyskiwany z odpowiednich odmian klonu, bazuje na odparowanym soku klonowego, bogaty w witaminy i mikroelementy, polifenole, jest mniej kaloryczny. Zawiera związki przeciwzapalne i przeciwnowotworowe.

Inne: słód ryżowy (zawiera węglowodany złożone) wzmacnia żołądek; syrop z agawy- zawiera naturalny probiotyk inulinę, ma niski indeks glikemiczny, jednak jego masowa produkcja ( i sposób) pozostawia wiele do życzenia i jest daleki od tradycyjnie produkowanego syropu, wiele lat temu- radzę omijać.

Najzdrowiej jest odstawić cukier, po kilku- kilkunastu dniach poczujemy po prostu wolność, oddalając od siebie wiele zagrożeń. Pozostaje mi powiedzieć : zdrowego miłego życia!
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 19 września 2015

Pyszne blendowanie czyli moda na smoothie

       
       Blender jest podstawowym urządzeniem w mojej kuchni. Dostałam go z okazji urodzin starszego dziecka i używam niemal codziennie. Służy nam do robienia zup kremów a ostatnio do smoothie, które stały się naszym zdrowotnym hitem.

Czym jest smoothie?

Najprościej mówiąc to owocowo-warzywna pulpa w wersji do picia ;) wiem, nie brzmi to zachęcająco, spróbuję jeszcze raz. Smoothie to niezwykła okazja do dostarczenia sobie pakietu witamin i mikroelementów, substancji bioaktywnych o cudownych właściwościach prozdrowotnych w pakiecie z finezją smaku :) To czasem jedyny sposób na przemycenie porcji zdrowia niejadkom (czyt. moim dzieciom) a także pierwszy krok do zakochania się w zdrowym odżywianiu.

Można ująć to w czterech słowach : szybko, prosto, smacznie i zdrowo.

   Przygotowanie zdrowotnego koktajlu jest nieskomplikowane, mało czasochłonne i pozwala na dowolną interpretację ulubionego smaku. Zmiksowane na gładko owoce i warzywa, połączone z dowolnymi dodatkami mogą stać się sycącym posiłkiem lub napojem, wszystko zależy od preferencji. I tu właśnie jest ogromna zaleta- robimy to co lubimy, szukając przy okazji ciekawych połączeń smakowych.
         
W lecie podstawą naszego smoothie były owoce jagodowe, teraz przestawiamy się na sezon jarmużowy, więc kombinujemy z odpowiednimi dodatkami, które sprawią, że smak jarmużu będzie podkręcony w słodką stronę- wszystko po to, by dzieci chętniej próbowały tych pyszności. Nasza wersja podstawowa to jarmuż, banan, sok pomarańczowy lub ananasowy, woda źródlana.

 Dodatki zależą od tego na co mamy ochotę, co akurat jest dostępne. Dorzucamy więc np. liście mięty, melisy, pokrzywy, seler naciowy, śliwki, gruszki, morele, borówki, jagody, maliny itp. Dowolnie mieszamy smaki i bawimy się kolorami. Oczywiście można użyć owoców mrożonych.

Niektórzy robią smoothie na bazie mleka (roślinnego lub krowiego) inni preferują wersje z dodatkiem wody lub soku. My należymy do tej drugiej grupy, tym bardziej, że nie bazujemy na samych owocach więc mleko nie pasuje np. do zielonych liściastych warzyw. Obowiązkowo dodajemy odrobinkę tłuszczu (np. oleju z pestek dyni, oliwy, olej lniany itp.) w wiadomym celu- by rozpuściły się witaminki (A, D, E, K). Pycha...
A wy pijecie takie zdrowe koktajle? Macie ulubione połączenia?

Pyszne przepisy możecie znaleźć w książkach :

KSIĄŻKI Z PRZEPISAMI NA ZIELONE KOKTAILE
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 10 września 2015

Dlaczego kocham zupę pomidorową ?

         
        Cudowny antyutleniacz dostępny na wyciągnięcie dłoni, silniejszy od beta-karotenu. Wydaje się być nieocenionym czynnikiem ochronnym, tym bardziej, że dostępnym o każdej porze roku i praktycznie wszędzie.  Mowa o likopenie, który znajdziemy  w dużych ilościach w pomidorach.

       Likopen jest czerwonym barwnikiem (nie występuje w każdym czerwonym warzywie czy owocu, żeby było jasne) o silnych właściwościach przeciwutleniających).

     Badania wykazują, że niski poziom likopenu we krwi, predysponuje do zwiększonego ryzyka zachorowania na różnego typu nowotwory np. raka trzustki, szyjki macicy, raka prostaty czy pęcherza moczowego.

        Pomidory dostępne są przez cały rok, w przeróżnej postaci, przeciery wszelakie powinny więc na stałe zadomowić się w naszej kuchni. Ważne jest to, że właśnie likopen w przetworzonych pomidorach jest o wiele bardziej przyswajalny, nie ma więc obawy przed tym, że utracimy jego zdrowotną moc, poprzez potraktowanie go temperaturą. Co więcej, w sosie pomidorowym, przecierze, koncentracie czy ketchupie jest więcej likopenu niż w samych pomidorach. Dlatego też kocham zupę pomidorową. Najbardziej lubię pomidorówkę z kaszą jaglaną, ale nie pogardzę klasyczną wersją.

      Likopen znajdziemy też w arbuzie, nawet więcej niż w pomidorach, ale arbuz jest dostępny sezonowo, więc nie jest źródłem likopenu na cały rok. Sporo likopenu zawierają tez egzotyczne owoce takie jak papaja czy gruszla (guava) oraz czerwone grejpfruty i czerwone pomarańcze. Jego pokaźne ilości znajdują się w naszych kochanych rodzimych owocach dzikiej róży, warto więc pokochać "różane" przetwory. Z innych produktów bogatych w likopen, także inne cenne karotenoidy można wymienić olej z rokitnika,
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

piątek, 4 września 2015

Zdrowie do przeglądu

        
Czas leci nieubłaganie i właśnie się zorientowałam, że muszę oddać samochód do przeglądu. W związku z tym, nasunęła mi się taka refleksja, że czasami przydałoby się takie podejście w stosunku do nas samych- po prostu warto przyjrzeć się sobie, temu co ma wpływ na jakość naszego życia a co może przekładać się na nasze zdrowie.

Myślę , że warto podejść do tego kompleksowo. Zazwyczaj przystępujemy do "działania" gdy konkretnie nam coś dolega lub gdy zmuszają nas do tego czynniki zewnętrzne, na przykład badania okresowe w pracy.
       
 Nie jestem zwolenniczką biegania do lekarza bez przyczyny, jednak pracując na co dzień z ludźmi chorymi, mam nieco inne spojrzenie na szeroko pojętą profilaktykę. Nie chodzi tu tylko o standardowe badania zalecane w takim czy innym wieku, czuję lekki niedosyt, bo jestem przekonana , że ten "przegląd" mógłby wyglądać nieco inaczej. Dlaczego? Bo wierzę głęboko, że kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy obowiązkowo zostaną wprowadzone konsultacje dietetyczne, dla ludzi w każdym wieku, ze szczególnym uwzględnieniem różnych grup zawodowych.

        Siedzący tryb życia, naszpikowany czynnikami stresowymi, jedzenie w pośpiechu, brak odpowiedniej reakcji na niedomagania organizmu to dziś standardowy obrazek, który nieco może się przekształca, dzięki modzie na zdrowie. Zwraca się też uwagę na potrzebę odpowiedniej ilości ruchu, jak grzybów po deszczu przybywa biegaczy i na szczęście coraz częściej pojawiają się ludzie zainteresowani zdrowym odżywianiem. Byłoby cudownie gdyby dzieciaki w szkołach czy już w przedszkolu miały "przymusową profilaktykę" związaną z przybliżeniem bioaktywnych składników diety. Sama zauważyłam, że dzieci są zainteresowane opowiadaniem o tym " dlaczego to jest takie zdrowe" albo "na co wpływa to czy tamto". Wystarczy tylko odpowiednio podać taką wiedzę, by była użyteczna i interesująca.

        Wracając do badań profilaktycznych, warto z troską podejść do siebie i sprawdzić czy wszystko jest w porządku- jednak nie opierać się na suchych faktach, parametrach i liczbach. Potrzeba umiejętnego spojrzenia na wyniki badań poprzez pryzmat naszego talerza. Z pewnością nie jest to łatwe, zwłaszcza, ze brakuje specjalistów w tej dziedzinie lub po prostu dociekliwych lekarzy, którzy są zwolennikami zbawiennego wpływu naturalnego, zdrowego odżywiania na nasze zdrowie. Kompleksowa analiza tego, co wkładamy do ust powinna być częścią każdej wizyty lekarskiej.

Oczywiście najlepsze jest podejście kompleksowe do tematu profilaktyki. Oznacza to, że wszelkie badania połączone są z konsultacją lekarzy specjalistów. Ważne by były one odpowiedzią na indywidualne potrzeby, przecież nie można podchodzić w ten sam sposób do kobiety i mężczyzny, do dziecka czy seniora. Co więcej, inaczej spojrzymy na kogoś, kto ma uwarunkowania do pewnych schorzeń, jest w grupie ryzyka czy od dłuższego czasu wymaga specjalistycznej opieki ze względu na trwającą chorobę.
Większe placówki medyczne oferują pakiety tematyczne, jest to wygodna dla tych, którzy chcą po prostu zrobić sobie zdrowotny "przegląd", bez konieczności gonienia i stania w kolejkach do lekarza pierwszego kontaktu. Jest to też fajny pomysł na prezent dla kogoś bliskiego. Dbajmy o siebie, bo zdrowie mamy tylko jedno.


Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 3 września 2015

Trigonella czyli kozieradka

       Dla niewtajemniczonych nazwa Trigonella brzmi dość egzotycznie, mnie kojarzy się z włoskim daniem albo nazwą romantycznej miejscowości gdzieś daleko stąd. Trigonella to łacińska nazwa kozieradki. Na jej trop wpadłam szukając naturalnych sposobów na wypadające włosy.

Nasiona kozieradki są niezwykle interesujące i o ogromnym potencjale zdrowotnym. Zawierają sporo śluzów, średnio ok 30%, ponadto saponiny sterydowe, białka (bogate w cenne aminokwasy tryptofan i lizynę) flawonoidy, gorycze, kumaryny, olejki eteryczne, aminy biogenne, alkaloidy, fitosterole, fosfolipidy i inne, także witaminy : PP, beta-karoten, wit. H, C, F, B1, żelazo, wapń, potas, fosfor.
         
 Jak widać skład jest przebogaty i jestem zła na siebie, że tak późno odkryłam takie cudo.Działanie kozieradki jest bardzo szerokie i obejmuje działanie rozkurczowe, przeciwzapalnie, żółciopędne, korzystnie wpływa na wydzielanie soków żołądkowych, usprawnia wchłanianie składników odżywczych z diety, pobudza wytwarzanie krwinek czerwonych i hemoglobiny. Działa odżywczo i udowodniono jej wpływ na poprawę humoru czyli samopoczucie. Karmiące mamy docenią ją za działanie mlekopędne.
       
  To nie wszystko! kozieradka wpływa obniżająco na poziom glukozy we krwi, wpływają na wzrost tkani mięśniowej (to z pewnością docenią sportowcy!) kostnej, chrzęstnej i łącznej. Dodatkowo zwiększa syntezę glikogenu w mięśniach- więc daje tzw. power czyli więcej siły.
Związki zawarte w kozieradce wpływają na gospodarkę hormonalną organizmu. Wyciągi (wodno-alkoholowe) z kozieradki zwiększają wydolność psychiczną i fizyczną, usprawniają detoksykację organizmu. Dzięki śluzom działa osłonowo na żołądek, korzystnie przy chorobie wrzodowej.
Fitosterole i fosfolipidy wspomagają działanie antymiażdżycowe kozieradki.    
       
  Kozieradkę stosuje się też zewnętrznie, działa kojąco, przeciwświądowo, przeciwwysiękowo, przeciwzapalnie. Surowcem są nie tylko nasiona ale także młode liście, niestety nie miałam okazji próbować, można też skiełkować nasiona- mają wówczas ostry smak.

 Jeśli chodzi o nasiona to zaznaczam, że są dość twarde, ja mielę w młynku do ziaren i dorzucam do ukochanej kanapkowej pasty, można zmielone ziarna dorzucić do miodu i zjadać bez niczego, ale ja wolę przemycić je w paście. Oczywiście kozieradkę można spożywać w formie wyciągów, odwarów, alkoholowych intraktów. Znajdziemy ją też w składzie mieszanki curry.

Niestety jest mały skutek uboczny stosowania kozieradki, niektóre osoby podczas jej stosowania mogą odczuć zmieniony zapach potu a nawet moczu ( zapach proszę skojarzyć z nazwą :) ). Nie każdego dopada ta "przyjemność" ale mimo wszystko warto docenić kozieradkę.

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 20 sierpnia 2015

Zbilansowana dieta – co to jest?

Odchudzanie się i katowanie się ćwiczeniami może nie przynieść pożądanych efektów, jeśli nasza dieta nie będzie odpowiednio zbilansowana. Co to oznacza? Pokrótce, że każda z nas ma inne potrzeby.
Na początek: odpowiednia gospodarka kaloriami
Żeby móc dobrać odpowiednią dla siebie dietę musimy znać kilka podstawowych danych o sobie: nie tylko swoją wagę czy tryb życia, ale także wskaźnik BMI oraz dzienne zapotrzebowanie energetyczne. Bez tej podstawowej wiedzy, wszelkie diety i próby odchudzania mogą spełznąć na niczym, a nawet przynieść niepożądane efekty takie jak… dodatkowe, niechciane kilogramy.

Dzięki specjalnym kalkulatorom na www.zarzadzaniekaloriami.pl, możemy szybko obliczyć potrzebne nam wartości. Dowiesz się, jakie artykuły spożywcze są Ci najbardziej potrzebne oraz ile spalisz kalorii podczas… śpiewania! Ponadto na stronie znajdziemy wiele przydatnych informacji, które pomogą nam w odchudzaniu lub przybieraniu na wadze – w zależności od tego, czego potrzebuje nasz organizm.

Po drugie: zdrowe nawyki przyniosą efekty
Rozsądne zarządzanie kaloriami wiąże się m.in. z nawykami żywieniowymi. Zbilansowana dieta polega na mądrych wyborach, na dostarczaniu wszystkich niezbędnych składników pokarmowych w odpowiednich proporcjach. Dla każdej osoby dobór posiłków będzie jednak inny, w zależności od wieku, płci oraz aktywności fizycznej. Inny jadłospis powinna mieć nastolatka, która gra w siatkówkę, a inny kobieta w sile wieku chodząca od czasu do czasu na siłownię.

Ponieważ wszystkie składniki odżywcze powinny być dostarczane organizmowi w odpowiednich ilościach, nie możemy unikać np. węglowodanów czy cukrów (jak zalecają niektóre „diety”). Żaden produkt spożywczy nie powinien być zakazany, jednak nie wszystkie możemy spożywać bez ograniczeń! Pamiętajmy o tym, aby spożywać przynajmniej 5 posiłków dziennie: dwie przekąski, śniadanie, obiad i kolacja. Dzięki takiemu regularnym, niewielkim posiłkom unikniemy podjadania czy ataków wilczego głodu. Ostatni posiłek planujmy na 3 godziny przed snem, a w ciągu całego dnia wypijajmy minimum 1,5 litra wody mineralnej.
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

niedziela, 16 sierpnia 2015

Nagietek- dla urody i zdrowia


Ziele nagietka ( Calendula officinalis L.) jest bardzo popularne, od wielu lat. Jest nie tylko rośliną ozdobną ale przede wszystkim leczniczą. Kwiaty- główny surowiec lekarski, są jadalnie i chętnie wykorzystywane w kosmetyce ze względu na swoje właściwości.

   Nagietek zawiera w swoim składzie flawonoidy (m.in. kwercetynę), polifenole, saponiny, alkohole triterpenowe, kwasy fenolowe, kumaryny, karotenoidy (beta karoten, likopen) glikozydy, sterole, olejki eteryczne, i inne.

W zielarstwie nagietek, a dokładnie wyciąg z kwiatów, stosuje się jako środek przeciwzapalny, antywirusowy, przeciwbakteryjny. Z powodzeniem jest wykorzystywany przy wzmacnianiu odporności a nawet jako surowiec o działaniu antynowotworowym. Składnikami o takim działaniu są sterole (a dokładnie taraksasterol), faradiol a także polisacharydy. Nagietek to także roślina o działaniu antyoksydacyjnym, dzięki zawartości polifenoli czy flawonoidów.

Napar z nagietka stosuje się zewnętrznie (np. do przemywanie ran, zmian skórnych) jak i wewnętrznie, do płukanek jamy ustnej (stany zapalne), a także jako pomoc przy niestrawności żołądka
   Nagietek zawiera związki przyspieszające gojeni się ran, łagodzi także skutki oparzenia, z tego względu jest składnikiem maści ale i kosmetyków pielęgnacyjnych : nagietek w kosmetykach naturalnych. 
Takie maści czy domowe kosmetyki najlepiej przygotowywać samemu - mamy wtedy pewność jakości surowca, czasem bowiem w kupnej, gotowej maści nagietkowej zawartość nagietka jest zasmucająco mała.

   Żółtopomarańczowe płatki nagietka są nie tylko jadalne ale także stanowią ciekawy dodatek do sałatki, zapiekanki, zupy. Można nimi zabarwic ryż (udają szafran) lub po prostu użyć jako ozdoba potrawy. Oczywiście trzeba pamiętać, że do tego celu nie nadają się byle jaki kwiatki (są pryskane chemią) ale takie z pewnego źródła, z ekologicznego, naszego ogrodu.

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 13 sierpnia 2015

Borówka amerykańska czyli borówka wysoka

        
      Borówka wysoka, nazywana często amerykańską (pochodzi z Ameryki Północnej) jest rośliną coraz częściej uprawiana w Polsce. Owoce ma dużo większe, smak całkiem podobny do borówki czarnej i posiada jedną fajną cechę- nie brudzi fioletowym sokiem...ale coś za coś, ma przez to nieco mniej antyoksydantów niż nasza rodzima borówka.

        Nie oznacza to rzecz jasna, że borówka amerykańska nie jest zdrowa, wręcz przeciwnie. Zawiera sporo walorów zdrowotnych, obfitują w sole mineralne (selen, miedź, cynk, mangan, potas, fosfor, magnez, wapń) kwasy (elagowy, foliowy), cukry, witaminy (C, A, B, PP). W borówce wysokiej wyodrębniono kilkanaście antyoksydantów, wśród nich delfinidyny, cyjanidyny, malwidyny.

     Korzystnie wpływają na mikrokrążenie w gałkach ocznych, są zbawienne dla naszego wzroku, tym bardziej ,że poprawiają także widzenie o zmierzchu (usprawniają fotoreceptory oka). Owoce posiadają wysoki współczynnik absorpcji rodników tlenowych, dzięki czemu są nieocenione w walce z skutkami stresu oksydacyjnego. Jako naturalne i bogate źródło antyutleniaczy, borówka amerykańska jest doskonałym elementem diety antynowotworowej.
Zawarte w owocach fitoestrogeny skutecznie obniżają "zły" cholesterol i poprawiają zdolności organizmu w walce z nowotworami hormonozależnymi (np. rak piersi)

        Najzdrowsze są owoce zjadana na świeżo, jednak dzięki dużej zawartości składników odżywczych w skórce owoców, nawet przetwory wykazują właściwości prozdrowotne. Ja jednak nigdy nie doczekałam się przetworów, bo owoce zjadam w mgnieniu oka. Polecam!
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 28 maja 2015

Niewiarygodna rukiew wodna

       Nareszcie się doczekałam! własnej doniczkowo- parapetowej hodowli rukwi wodnej. To moje ostatnie zdrowotne odkrycie.

Rukiew wodna (Nasturtium officinale) , jak sama nazwa wskazuje, lubi wodę, jest hydrofitem. Należy do rodziny kapustowatych, ma wyrazisty, lekko pikantny smak. Świetnie pasuje na kanapki, do zup, past, sałatek, zielonych koktajli, a nawet solo.

W naturze( w Polsce) rośnie nieczęsto, jest też chroniona, jednak nadaje się do uprawy nie tylko ogrodowej ale i doniczkowej. Sporadycznie można ją dorwać w większych hipermarketach, lokalnie nigdzie się z nią nie spotkałam, mało kto o niej słyszał. To kolejny powód do tego, by zdrowie wziąć we własne ręce - i założyć własną uprawę.
     
      Dlaczego warto pokochać rukiew? W zasadzie nie sposób ją przecenić. Według amerykańskich naukowców (William Paterson University) , roślina ta jest na samym szczycie listy roślin, o największej gęstości składników odżywczych.
           Obfituje w aminokwasy, witaminy A, C, D, E, K, witaminy z grupy B, kwas foliowy, cynk, żelazo, potas, wapń. Za pikantny, pieprzowy smak odpowiada izotiocyjanian fenetylu, który ma wybitne działanie antynowotworowe.

Wpływa bardzo korzystnie na trawienie, pobudza wydzielanie żółci, działa odtruwająco na organizm, reguluje poziom cholesterolu.  Roślinka ta działa bakteriobójczo, moczopędnie, immunostymulująco, wyksztuśnie, świetnie wpływa na włosy, cerę- regularne jej spożywanie wyraźnie spłyca zmarszczki.
Przed spożyciem rukiew należy bardzo dokładnie umyć, jest to istotne ze względu na wodne środowisko w jakim rośnie,w którym jest nietrudno o pasożyty.



Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 23 maja 2015

Jagoda kamczacka

Przeglądając kwartalnik "Bromatologia i Chemia toksykologiczna" (numery archiwalne dostępne w necie :), natknęłam się na artykuł opisujący zawartość biopierwiastków w roślinach jagodowych.

Wśród opisywanych owoców zaskoczyły mnie wyniki jagody kamczackiej.
Jagoda kamczacka jest owocem jadalnej odmiany wiciokrzewu (Lonicera caerulea) , rośliny bogatej gatunkowo, znanej z naszych ogrodów. Tu trzeba wyraźnie zaznaczyć, że nie wszystkie owoce różnych odmian wiciokrzewu są jadalne, a niektóre wręcz trujące.

             Jagoda kamczacka jest krzewem interesującym botanicznie - jest nie tylko ładną rośliną ozdobną, ale dzięki wysokiej mrozoodporności, nadającą się do uprawy w naszych ogródkach. Owoce są warte tego, zapewniam! Zawartość polifenoli w owocach jest imponująca, jest ich więcej niż w popularnych borówkach. Nie trzeba chyba przypominać jak cenne są w diecie polifenole, działają przecież przeciwnowotworowo. W owocach znajdują się także inne dobrodziejstwa takie jak antocyjany, flawonoidy, witaminy, kwasy fenolowe, katechiny i inne. Warto zwrócić uwagę na wysoką zawartość miedzi w owocach, jagody bogate są także w magnez, wapń, mangan i cynk.

Owoce, sok czy ekstrakt wpływają korzystnie na wątrobę, nerki, trzustkę, układ nerwowy, naczynia krwionośne i nasze oczy (siatkówka i naczyniówka oka).

          Dowiedziono działanie przeciwzapalne, przeciwcukrzycowe, antyoksydacyjne a także przeciwzakrzepowe i przeciwmiażdżycowe. Przyznajcie, że brzmi zachęcająco!
Odmian jagody kamczackiej jest wiele, różnią się między innymi smakiem owoców, jedne są bardziej kwaskowate (odmiana Wojtek, Rebeka) inne słodkie (Iga, Siniglaska), ponoć przypominają smakiem borówkę a niekiedy czarną porzeczkę.

Przyznam się szczerze, że nigdy ich nie jadłam, nie miałam niestety takiej okazji, ale koniecznie muszę je skosztować, tym bardziej, że zbliża się okres dojrzałości owoców. Ze względu na mój kiepski wzrok, mam niebywałą ochotę dorwać owoce jagody kamczackiej i dołączyć je do diety.( ech jak ja marzę o własnym ogrodzie, z pewnością krzew wiciokrzewu jadalnego zająłby honorowe miejsce). A Wy znacie owoce jagody kamczackiej?




Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

piątek, 22 maja 2015

Pasta Shreka czyli zielono mi...

      
Chyba nikomu nie trzeba przypominać, że wiosna ma kolor zielony :) a zielony to samo zdrowie!
Nasze wiosenne spacery i wycieczki odbywają się pod znakiem zielonego liścia ;) zbieramy młode listki ziół (pokrzywa, krwawnik i inne), wykorzystujemy własne młode liście pietruszki, bazylii do wykonywania pasty kanapkowej.
 Pasta ta, nieco przypomina budwigową- wykorzystujemy chudy twaróg, dodajemy olej z lnianki (zamiast lnianego) oraz sporo zieleniny. Zmiksowana pasta nabiera plastelinowego zielonego wyglądu- stąd nazwa- pasta Shreka. Muszę przyznać, że nie jest łatwo namówić dzieciaki do konsumowania tego zdrowego mazidła, nawet nazwa nie zawsze potrafi skusić, ale ja z uporem maniaka serwuje zieloności- a może się uda ;).
      Do zielonej pasty można wykorzystać wszystkie zielone (jadalne rzecz jasna) części roślin- a więc nie tylko zioła. Pisałam kiedyś o różnych dodatkach do sałatki tutaj, można je z powodzeniem dorzucić do pasty- poszukując nowego smaku.Niech żyje zielone zdrowie :)
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 9 maja 2015

Zdrowe pieprzenie ;)

Pieprzenie pieprzem rzecz jasna. Pieprz czarny, bo o nim mowa, wywodzi się z Indii i jest chyba najbardziej popularną rośliną przyprawową.

Powstaje z suszonych niedojrzałych owoców ( jest też pieprz biały i zielony, ale o tym innym razem). Owoc pieprzu zawiera olejek eteryczny i mnóstwo alkaloidów- wśród nich prym wiedzie piperyna.
    
 Wyciągi z pieprzy działają pobudzająco na układ odpornościowy, przyczyniają się też do lepszego przyswajania aminokwasów, mają właściwości antybakteryjne, wspomagające apetyt i stymulujące wydzielanie enzymów, które rozkładają białko oraz soków żołądkowych. Związki piperynowe zawarte w pieprzu- przyczyniają się do lepszego przenikania składników pokarmowych podczas trawienia- poprzez zwiększenie ukrwienia przewodu pokarmowego.

Piperyna, główny alkaloid, jest warta uwagi. Dowiedziono, że przyczynia się ona do lepszego przyswajania kurkuminy- zawartej w mojej ukochanej przyprawie kurkumie. Co więcej, zwiększa się też przyswajanie wielu innych składników, witamin, a w przypadku sportowców- odżywek wysokobiałkowych czy preparatów mineralno- witaminowych. Piperyna wpływa na przemiany tkanki tłuszczowej przez co uważa się, że wspomaga odchudzanie przy jednoczesnym zachowaniu tkanki mięśniowej. Trwają badania nad właściwościami antynowotworowymi piperyny,

Najzdrowszy jest pieprz świeżo mielony, pamiętajmy, że jednak nie jest to przyprawa wskazana dla osób z nadwrażliwym żołądkiem czy wrzodami.


Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

piątek, 27 marca 2015

Siała baba mak...

Pojęcia nie mam skąd się wzięło przysłowie "siała baba mak, nie wiedziała jak..." Mam nadzieje jednak, że siała odmianę oleistą maku lekarskiego, gdyż odmiana opiumowa nie jest obiektem mojego zainteresowania ani tego wpisu.

Mak lekarski jest jedynym gatunkiem uprawnym z ponad 100 gatunków maku, należy do najstarszych roślin uprawnych.

Nasiona maku lekarskiego, odmiany oleistej są bardzo liczne, nawet do 2000 nasion w torebce nasiennej, czyli makówce. Zawierają duże ilości oleju używanego w piekarnictwie i cukiernictwie, choć także w przemyśle perfumeryjnym, kosmetycznym, technicznym. Ze względu na skład i właściwości, jest także surowcem leczniczym.

       Nasionka maku oleistego mają różne kolory, od szarego, poprzez czarnawe do niebieskiego. To właśnie tzw. mak niebieski jest najczęściej stosowany i znany w kuchni. Od dawna zadawałam sobie pytanie czy jest zdrowy?
W ziarenkach maku znajdziemy garść witamin z grupy B, nieco witaminy E.
Ziarna maku to doskonałe źródło wapnia czy potasu. W 100 gramach maku niebieskiego znajduje się ponad 1260 mg wapnia, to na prawdę sporo (niektóre źródła podają nawet ponad 1400 mg). Oprócz wapnia i potasu, w maku jest także całkiem fosforu a także magnez, żelazo, cynki, miedź i mangan.

Nie zapominajmy, że mak zawiera olej, który jest między innymi bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe. Olej makowy zawiera przede wszystkim kwas linolowy, kwas oleinowy i inne, jest ceniony ze względu na zapobieganie miażdżycy, działa przeciwzakrzepowo, korzystnie wpływa na stan skóry i włosów. Do celów leczniczy stosuje się olej makowy zimnotłoczony.
Wracając do kulinarnego zastosowania, mak oczywiście kojarzy nam się ze świątecznymi wypiekami, masami naszpikowanymi bakaliami. Warto jednak nieco
poeksperymentować i zastosować mak np. jako posypkę do surówki czy warzyw przygotowanych na ciepło. Najbliższe święta z pewnością przygotuję babkę makowo orkiszową :)





Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 14 marca 2015

O co chodzi z tym glutenem?

Temat glutenu krąży w sieci już od dawien dawna i szczerze mówiąc nie miałam ochoty się z nim konfrontować. Życie jednak pisze inne scenariusze, chcąc nie chcąc każdego dnia stykam się we własnym domu z tym tematem. To właśnie mój zacny małżonek, choć nie cierpi na celiakię, stosuje dietę bezglutenową. Początkowe iskrzenie w kuchni, zaczęło się powolnie zmieniać w zrozumienie, że może faktycznie gluten mu nie służy.

Generalnie wszystkie "mody" dietetyczne działają na mnie lekko drażniąco i z ogromną rezerwą do nich podchodzę. Moda na bezglutenowe rozpłynęła się szeroką falą po blogosferze i nie tylko. No i pod mym własnym dachem pojawił się temat glutenu już kilka miesięcy temu.

    Zaczęło się od książki, której autorem jest słynny w tym temacie William Davis, potem kolejne poszukiwania. Analityczny umysł mojego męża przyczynił się do zmiany decyzji na temat diety.
O szkodliwości glutenu nie będę pisać, powiedziano w tym temacie wystarczająco dużo. Mogę tylko opisać, co obserwuję sama. Mianowicie próbuję doszukać się różnicy, między stanem zdrowia mego ślubnego, "przed" i "po" stosowaniu diety bez glutenu. Z pewnością nie można wszystkiego przypisywać tylko jednemu czynnikowi (glutenowi), dieta naszej rodziny uległa dużej zmianie na przestrzeni kilku ostatnich lat.
W tym miejscu muszę zaznaczyć, że mąż nie stosuje 100% diety bezglutenowej, używa do wypieku chleba pełnoziarnistą mąkę orkiszową, starej odmiany- informację taką otrzymał od producenta. Odmiana ta charakteryzuje się niską ilością glutenu o zdecydowanie mniejszej drażliwości, o czym donoszą też różne publikacje z jakimi się stykaliśmy.

Napiszę może o plusach tej diety- najpierw może o tych mentalnych. Początkowo hasło "bezglutenowe" kojarzyło mi się z drogą półką wypełnioną półproduktami, znajdującą się w sklepie ze zdrową żywnością. Świadome podejście i znajomość składników zdrowej diety, pozwoliło nam jednak skomponować taką dietę, która nie tylko jest pełnowartościowa ale niedroga.

     Mamy przeogromną możliwość tworzenia pysznych, zdrowych dań bez potrzeby użycia gotowców, na bazie głównie warzyw, owoców, kasz (bezglutenowych jest sporo), strączkowych i nie tylko. Eliminacja kupnych wędlin, dań gotowych i wysoko przetworzonych jest kolejnym krokiem, który powinien wykonać każdy chcący zdrowo się odżywiać. W naszym przypadku, już dawno postawiliśmy na zdrowie, sami robimy chleby, jogurt, przeróżne pasty do pieczywa, sami przygotowujemy pieczone mięso którym już dawno temu zastąpiliśmy wędliny. Z resztą mięso jest tylko dodatkiem do diety, królują warzywa pod każdą postacią- surowe, przygotowane na parze i kiszone.

         Dzieciaki, jako, że uczęszczają do szkoły i przedszkola, skazane są niejako na dietę z glutenem, tutaj potrzebna byłaby zmiana na szerszym polu. W domu jadamy razem, dzieci przyzwyczaiły się do hasła gluten, i znoszą katusze gdy na pytanie - czy jest bułeczka na kolacje słyszą hasło :"jest tylko chleb od tatusia" ;). Przyznam szczerze, że ciągle udoskonalamy przepis na chleb idealny (czyt. zjadany przez dzieci), metodą prób i błędów udaje się nam tworzyć różne kulinarne dzieła. Na szczęście zawsze jest opcja awaryjna w postaci ukochanej jaglanki czy wszechstronnym gryczanych naleśników ( naleśniki syn z lubością zabiera do szkoły chwaląc się kolegom jakie ma fajne "kanapki"). Pod względem zmiany produktów na bezglutenowe, muszę powiedzieć, że nasza, bądź co bądź maleńka kuchnia, obfituje teraz w przeróżne słoje skrywające w sobie różnorodne kasze, nasiona, pestki, strączki i inne przysmaki (także zamienniki słodyczy- czyli suszone owoce).

          Teraz strona zdrowotna zaobserwowana przeze mnie, u męża rzecz jasna. Mianowicie jak ręką odjął narzekania na bóle brzucha, przelewania i burczenia. Zdecydowanie mniej słyszę marudzenia na bóle głowy, zaobserwowałam też, że mąż jest mniej zaflegmiony. Kiedyś każdego ranka budziło mnie jego smarkanie ;). I na koniec moja najulubieńsza zmiana :) brak chrapania! Pojęcia nie mam czy chrapanie ma cokolwiek wspólnego z glutenem (może ktoś z Was coś wie na ten temat).

Przyzwyczajam się do życia bez glutenu, wiem tylko, że ten proces nie będzie szybki w przypadku mojej rodziny, która nasze kulinarne poczynania traktuje jako nie potrzebe dziwactwa. Doszłam jednak do wniosku, że skoro mąż lepiej czuje się na diecie bezglutenowej, to czemu mu jej nie serwować?

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

piątek, 6 lutego 2015

Trochę o aloesie

      Pamiętam, że w dzieciństwie aloes stał w moim domu na parapecie a jego sok był wykorzystywany przy różnych dolegliwościach. Jako nastolatka smarowałam nim zwichniętą rękę i stosowałam na drobne skaleczenia.

Jako roślina ozdobna, aloes był dla mnie raczej brzydalem, ale teraz patrzę na niego bardziej przychylnym okiem, tym bardziej, że kwitnący jest całkiem ładny.

Dziś więc nieco o aloesie drzewiastym (Aloe arborescen) .
Ten wiecznie zielony sukulent, w swoim naturalnym środowisku  (np. w Afryce)jest gigantyczny (nawet 4-5 metrowy), w domu  w wersji doniczkowej, raczej niewielki.

Aloes drzewiasty od lat jest zalecany jako roślina immunostymulująca.Wysuszony sok aloesowy (tzw.alona) był wykorzystywany już  ponad 3300 lat temu. Wodne wyciągi z tej rośliny mają szerokie zastosowanie, zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie. Działaja bakteriobójczo i bakteriostatycznie. W liściach znajdują się glikozydy goryczowe, garbniki, żywice, kwasy organiczne, olejki eteryczne, wielocukry, witaminy, np. C, substancje mineralne i inne związki.
Związkiem czynnym jest aloektyna (glikoproteina) o działaniu przeciwzapalnym a także aloeniny przyśpieszające gojenie ran. Aloenina jest charakterystyczna dla tego gatunku aloesu. Dobrze poznanym związkiem chemicznym są antranoidy (występują o wszystkich aloesów) a wśród nich aloina, która ma działanie przeczyszczające.

Odmiennym gatunkiem jest aloes zwyczajny (aloe vera)- przeglądając książki, czasopisma naukowe i grzebiąc po sieci, zdziwiłam się ile jest cennych składników w tej odmianie gatunkowej. Zawiera ponad 140 biologicznie czynnych składników.
O tej roślinie napiszę jednak innym razem.



Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

sobota, 31 stycznia 2015

Lnicznik siewny czyli "lepszy rydz niż nic"

No cóż, kiedyś nazwa ta kojarzyła mi się wyłącznie z maszyną rolniczą. Teraz już wiem,że pod nazwą tą kryje się całkiem interesująca roślina- więc pozory mylą.
Lnicznik siewny (Camelina sativa (L.) Crantz) , zwany inaczej lnianką bądź rydzem (nie mylić z grzybem), to niepozorna roślinka z rodziny kapustowatych, często traktowana jako chwast. I kto by pomyślał, że taka polna "biedulka" jest tak cenna. Ale do rzeczy.

Olej z nasion lnicznika jest niezwykle cennym źródłem kwasów tłuszczowych omega-3 (45%! to naprawdę mega wynik!a niektóre źródła podają nawet 53%). W oleju zawarty jest także olej z grupy omega-6 - kwas linolowy, ciut oleju erukowego oraz  tokoferole i związki fenolowe. Co więcej, jest odporny na jełczenie, zawiera bowiem bardzo dużo antyoksydantów.

Zastosowanie oleju z lnianki jest szerokie- zewnętrznie świetnie sprawdza się przy ranach czy owrzodzeniach a nawet przy atopowym zapaleniu skóry. Stosowany wewnątrz, działa normalizująco na przemiany lipidowe,poziom  cukru czy cholesterolu we krwi. Działa korzystnie na wątrobę, pobudza wydzielanie żółci, ma działanie ochronne na naczynia krwionośne oraz narządy wewnętrzne (serce, trzustka).

 Jego działanie pielęgnacyjne jest wykorzystywane w kosmetologii, choć domyślam się, że kariera oleju rydzowego dopiero się rozkręci.

No właśnie- skąd nazwa "rydz" a więc i olej rydzowy? Kolor nasion lnicznika jest rdzawy, zupełnie podobny do barwy rydza- grzyba. Stąd też popularne przysłowie "lepszy rydz niż nic" - odnosi się właśnie do tej rośliny, która dawno temu była uprawiana w Polsce, jako roślina oleista i paszowa.
A ja całe życie myślałam, że przysłowie to pochodzi od sfrustrowanych grzybiarzy ;).

Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

wtorek, 20 stycznia 2015

Prozdrowotna wywiadówka


Wczoraj pomaszerowałam grzecznie na szkolną wywiadówkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że o sprawach szkolnych było niewiele. Kilkuminutowy wstęp dyrektorki a następnie ….wykład o zdrowym odżywianiu. Wszystko przez to, że nasza placówka szkolna została objęta patronatem przez jednostkę medyczną, w zakresie edukacji prozdrowotnej.

Pani dietetyk musiała się nieźle nagimnastykować bo miała zaledwie 20 minut na to, by przekazać, nam rodzicom najważniejsze sprawy dotyczące żywienia naszych dzieciaków. Jako osoba wciągnięta nieco w te „sprawy” słuchałam z zainteresowaniem, ciekawa byłam czy wiedza będzie bardziej aktualna, czy może zostaną przekazane jakieś niepotrzebne farmazony;)
No i jak wyszło? Nie jestem w stanie streścić wszystkiego z dokładnością, ale rzucę parę haseł, które zostały przekazane na „wywiadówce”, większość to oczywista oczywistość, ale i tak warto na nowo przypominać sobie o tym, co zdrowe i ważne. A więc zaczynam (kolejność przypadkowa):
  • podstawowym pieczywem dla dzieci powinien być „prawdziwy” (niebarwiony i nie biały) chleb żytnio-pszenny z otrębami;
  • spożywanie drobiu (produkcji masowej) nafaszerowanego antybiotykami i hormonami powoduje przyśpieszone dojrzewanie dziewczynek i zniewieścienie chłopców;
  • wędliny kupne są nafaszerowane między innymi saletrą (różowiutkie szyneczki ;))- alternatywą są domowe pieczenie;
  • warzywa konieczne w każdej postaci- surowe, gotowane (nie rozgotowane) i kiszone (powrót do dawnych metod konserwacji warzyw);

  • kasza im grubsza, tym zdrowsza, jaglana jako jedyna o ph zasadowym;
  • cukier jest na drugim miejscu po narkotykach wśród trucizn;
  • nie dla gotowych mieszanek przyprawowych (nie będę wymieniać nazw, każdy wie o jakie chodzi) i innego badziewia, tak - dla naturalnych przypraw;
  • strączkowe to bogactwo podwójnej frakcji błonnika, kupujmy groch niełuskany, róbmy częściej potrawy na ich bazie z połączeniem innych źródeł białka
  • oczyszczanie ziaren powoduje mega straty mineralno-witaminowe;
  • tłuste morskie ryby w każdym jadłospisie, omijać „pseudoryby” np. pangę;
Poruszone zostały jeszcze inne kwestie o których nie będę już pisać ale zapewniam, że było całkiem ciekawie. Najbardziej zdziwiły mnie jednak komentarze niektórych mam (na szczęście były w mniejszości), że ten wykład, to jakaś porażka, bo przecież jej dziecko nie będzie TEGO jadło. No cóż, widać nie każdy ma świadomość, jak ważne jest zdrowie naszych pociech- pokolenia słabszego przecież od poprzednich.
Ciekawe czy zmieni się taraz szkolny jadłospis? Hm...
.






Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

środa, 14 stycznia 2015

Nerkowce


Orzechy te są składową znanej mieszanki studenckiej. Przyznam, że lubię je „wygrzebywać” w pierwszej kolejności.

Sam nerkowiec jest pestką owocową tropikalnego drzewa nanercza zachodniego, który nota bene, jest kuzynem mango. Wygląd, a w zasadzie kształt orzecha nanerczowego, może rzeczywiście kojarzyć się z nerkami, stąd ich nazwa- nerkowce.
Orzechy te są cenione przez cukrzyków- poprawiają metabolizm glukozy, korzystnie wpływają na układ nerwowy i krążeniowy. Składniki zawarte w orzechach przyczyniają się do lepszej pracy mózgu, podnoszą odporność na stres, wspierają procesy krwiotwórcze, łagodzą stany zapalne.
       Zawierają związki mineralne takie jak potas, fosfor, magnez, wapń, żelazo, cynk, miedź, mangan i selen. Nie brak tu oczywiście witamin, są to głównie B1,B2,B5,B6, kwas foliowy ( w całkiem sporej ilości). Orzeszki, choć są kaloryczne, obniżają poziom niepożądanego „złego”cholesterolu, zawierają różne tłuszcze w zmiennych proporcjach, są więc to tłuszcze nasycone, jednonienasycone i wielonienasycone, wśród nich kwas oleinowy (taki jak w oliwie z oliwek).
To także dobre źródło cennego białka z ważnymi aminokwasami na czele, takimi jak walina, leucyna, lizyna, fenyloalanina.
        Najzdrowsze są orzechy naturalne bez dodatku soli czy cukru, ich smak jest maślany, delikatny. Orzechy które kupujemy są już częściowo przetworzone, pozbywane są osłonki, łuski, która zawiera trującą żywicę.
Jeśli chodzi o zakupy to świeżość też ma znaczenie, zjełczałe orzechy do zdrowych z pewnością nie należą, kupując w sieci warto więc dopytać o termin ważności, zwłaszcza jeśli kupujemy na wagę.
     Nerkowce, choć bardzo zdrowe i smaczne nie lądują na moim talerzu wybitnie często, z co najmniej dwóch powodów, staram się maksymalnie urozmaicać dietę a po drugie, częściej wybieram nasze rodzime orzechy, które są dodatkowo tańsze.


Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

piątek, 9 stycznia 2015

Skrzypu skrzyp....

Zioło to (skrzyp polny - Equisetum arvense), często jest zachwalane na blogach kosmetycznych, jako dobroczynne na cerę i włosy. Warto przyjrzeć się mu nieco bliżej. Tak się składa, że pomaga nie tylko na włosy i paznokcie ale jest przydatne w wielu wielu innych sprawach.
    
 Samo zielsko jest bardzo zasobne w krzemionkę (stąd jego popularność w włosowych sprawach). Nie jest to jednak składnik tak łatwo dostępny jakby się wydawało. Ponieważ roślinka ma mocno zmineralizowane pędy (ściany komórkowe), nie wystarczy zalać jej wrzątkiem.

 Chcąc uzyskać substancje czynne, skrzyp trzeba pogotować (by ściany komórkowe należycie rozmiękły) wówczas napar będzie miał zdrowotna "moc" . Wszelkie płukanki do włosów też należy przygotować w odpowiedni sposób. Można ziele zmielić w młynku, i oczywiście trochę pogotować, to z pewnością ułatwi wydobycie z rośliny tego co dobre.

Nie ma więc sensu interesować się zielem skrzypu w saszetkach, nie dość ,że są bezwartościowe, to tak przygotowane ziele szybko wietrzeje. Wystarczy kupić ziele, zmielić bezpośrednio przed przygotowaniem, pogotować około 10-15 minut i napar gotowy! (około łyżeczka ziela na szklankę wody). Napar pijemy (po odcedzeniu oczywiście) lub wykorzystujemy w celach kosmetycznych i leczniczych rzecz jasna od zewnątrz (płukanki, przemywania skóry, składnik naturalnych kosmetyków itp.)
     
 W skrzypie znajdziemy cenne flawonoidy, głównie kwercetynę i genkwaninę oraz  kemferol. Oprócz słynnego krzemu, zawiera inne sole mineralne choćby takie jak potas, magnez czy mangan i glin, witaminę C. W zielu znajduje się poro substancji czynnych takich jak fitosterole, alkaloidy, kwasy fenolowe i inne kwasy (lista kwasów jest na prawdę długa!), cukry, alkohole cukrowe, polieny, żywice i inne składniki.
  
   Napar ze skrzypu działa moczopędnie i przeciwzapalnie, dobroczynnie na ściany naczyń włosowatych, przeciwkrwotocznie. Przypisuje mu się działanie przeciwmiażdżycowe, dowiedziono wpływ na zmniejszenie ryzyka wylewu. Wpływa kojąco na wrzody żołądka, zewnętrznie pomaga leczyć oparzenia czy stany zapalne skóry. Ziele skrzypu działa też oczyszczająco na krew i korzystnie na drogi moczowe, zapobiegając choćby tworzeniu się kamieni nerkowych

Krzem doskonale wpływa na wygląd włosów, paznokci i skóry, opóźnia procesy starzenia zachodzące w skórze, łagodzi także łojotok.
Ważne! Trzeba zawsze pamiętać, że przy dłuższym stosowaniu skrzypu w formie naparu czy kapsułek (sens mają tylko te, które mają w składzie ekstrakt suchy z ziela), trzeba uzupełniać w diecie witaminę B1 gdyż skrzyp zawiera antywitaminę B1.
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

czwartek, 1 stycznia 2015

Noworocznie :)

Witam Was po mojej grudniowej (świątecznej ) nieobecności. Dziś zaczyna się Nowy 2015 Rok :).
Życzę Wam, aby był dla Was łaskawszy, ciekawszy, zaskakujący i przede wszystkim zdrowy.
Niech spełnią się wszystkie noworoczne postanowienia i marzenia, niech codzienność przynosi same dobre i pozytywne wiadomości i niech na naszych talerzach zagoszczą same zdrowe smakołyki.
Osobiście marzę o tym, by cała moja rodzina odżywiała się zdrowiej i miała świadomość tego, że żywność jest naszym lekarstwem. Życzę też sobie i wszystkim blogerom, którzy tu zaglądają, zapału i chęci to tworzenia, dzielenia się zdobytą wiedzą i czerpania wielu nowych inspiracji.
Miłego dnia! :)
Jeśli zainteresował Cię ten post, dołącz do mojego newslettera:
Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...